czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 8: Mocne słowa i pomysłowy Geri.

Poranny trening polegał na ćwiczeniach i później piłkarze mogli się powygłupiać. Rozglądałam się po boisku i moją uwagę przykuł leżący osobnik na murawie, trzymający się za lewą piszczel. Przyjrzałam się dokładnie i zobaczyłam tam Davida!
 Podbiegłam do niego i ukucnęłam.
    - Coś z nogą? - spytałam i zawołałam lekarzy. - Mówiłam ci, że masz uważać, a ty jak zwykle nikogo nie słuchasz!
    - Daj spokój! Cholera, ale boli! - wrzasnął i chwycił mnie za rękę. - Powiedz, że jej znów nie złamałem.
    - Nie złamałeś - mruknął lekarz, który właśnie się nim zajmował. - Jeszcze trochę a nie miał byś takiego szczęścia.
    - Ale nic mi nie jest, więc spokój - warknął i z małą pomocą lekarza, wstał.
David poszedł odpocząć do pokoju a ja zostałam z drużyną, jednak cały czas myślałam czy z nogą wszystko jest dobrze.
    Po czterdziestu minutach wszyscy udaliśmy się na odpoczynek. Gdy tylko weszłam do pokoju, to zobaczyłam leżącego na łóżku Davida.
    - Jak noga?
    - Dobrze. Mówiłem ci, że masz mi dać z tym spokój. Musisz się we wszystko wpierdalać?
    - Jestem twoim trenerem, czy ci się to podoba czy nie!
    - Kto widział aby baby brały się za piłkę? Dzieci i dom to wasza działka, więc przestań!
    - Coś ty powiedział?
    - To co słyszałaś! Nie nadajesz się do piłki. I wiesz co?
    - No co? - prychnęłam zła.
    - I na żonę też się nie nadajesz! - wykrzyczał, a mnie zrobiło się naprawdę przykro.
 Momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy i z mojej twarzy znikł uśmiech.
    - To koniec, David! Nie chcę mieć nic z tobą wspólnego, zapamiętaj to sobie - wysyczałam i wyszłam z spokoju, trzaskając drzwiami.
 Słyszałam jeszcze jego krzyki, ale do pokoju już nie wróciłam.

    Pchnęłam drzwi od pokoju dwójki moich przyjaciół. Z łzami w oczach usiadłam między nimi na kanapie i milczałam. Potrzebowałam trochę spokoju, aby go zrozumieć. Mógł być zły o nogę, ale nie musiał od razu wyżywać się na mnie skoro to nie moja wina!
    - Lupe, ty płaczesz? Co się stało? - spytał cicho Silva i złapał mnie za podbródek. - Co zrobił?
    - Ja z nim nie wytrzymam. Nie wytrzymam, rozumiesz?
    - Ale co się stało? - ponownie spytał David.
 Alba przytulał mnie mocno i gładził moje włosy.
    - Pokłóciliśmy się o nogę i powiedział o kilka słów za dużo. Nic nowego - wzdrygnęłam ramionami. - Nie dam rady ciągnąć to przez całe Euro. Ja już mam go dość!
    - Mogę mu obić mordę, jeśli chcesz - odezwał się Alba.
Zachichotałam cicho na jego słowa i otarłam policzki z łez.
    - Myślicie, że nie nadaję się na żonę? Taką prawdziwą?
    - Nie wygaduj bzdur. I nie przejmuj się nim, bo to nie jest tego wart. Chodź, pójdziemy do restauracji na jakiś deser - zaoferował Silva.
    - Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na lody czekoladowe z jakimś pysznym sosem! - powiedział z ogromnym uśmiechem Alba.
    - Ale bierzemy podwójne porcje?
    - Oczywiście! - krzyknął Jordi i wyszliśmy z pokoju.
Z takimi przyjaciółmi to ja koniec świata mogę iść.

PERSPEKTYWA GERARDA

    Leżałem sobie na łóżku i próbowałem się zrelaksować, słuchając muzyki mojej ukochanej - Shakiry. Jednak mój najwspanialszy przyjaciel, Francesc Fabregas skutecznie mi w tym przeszkadzał. Non stop nadawał a ja miałem ochotę mu przywalić.
    - Czy ty nie możesz się przymknąć? Chociaż na kilka minut?
    - Geri, daj spokój. Czy ty tego nie widziałeś, nie słyszałeś? Pokłócili się! - oznajmił mi z wielkim uśmiechem na twarzy. - Nie chcesz tego sprawdzić? To naprawdę świetny trop!
    - A nie możemy tego zrobić za pół godziny? Słyszałem tą ich wymianę zdań, ale to przecież norma. Martwi się o niego, bo jest jego trenerką, a nie miłością.
    - Kilka dni temu mówiłeś zupełnie co innego! Tęsknisz już za Shakirą?
    - Chcę trochę odpocząć - mruknąłem.
 Do pokoju wszedł Puyol z szerokim uśmiechem.
    - Nie uwierzycie! Kilka minut temu z restauracji wyszła Lupe z Jordim i Silvą. Trochę ich podsłuchałem i podobno ona ma dość naszej siódemki! - mówił z przejęciem. - No co? Trochę posiedziałem w restauracji.
    - Pique nie ma ochoty na nasze śledztwo!
    - Już mam! - wstałem z łóżka. - Trzeba wypytać u źródła, bo wtedy będziemy znali prawdę.
    - Chcesz iść do Lupe? - zapytał Puyi.
 Jest najstarszy, a tak mało kapuje..
    - Nie! Do Silvy - odpowiedziałem dumny z siebie.
    - To idziemy! - zadecydował Fabregas i wyszliśmy z pokoju.
    Mieliśmy takie szczęście, że spotkaliśmy Davida na schodach, bez Lupe i Jordiego. Z początku był trochę nieco zdziwiony, ale załapał szybko, że chodzi nam o Ville i Penelope.
    - Jesteście poprani, serio!
    - Niby dlaczego? Bo chcemy poznać prawdę? - spytałem z lekką kpiną. - Oni wszystkich okłamują! Nawet ciebie, Silva!
    - Nic mi o tym nie wiadomo - wzdrygnął ramionami i popukał się w czoło. - Radzę wam iść do psychiatry. Dajcie spokój z tymi waszymi wymysłami.
    - To dlaczego dziś płakała? I mówiła, że ma go dość? Jakby to wszystko udawali, to miałaby to gdzieś! - blefowałem jak nic, ale to było jedyne wyjście, aby dowiedzieć się czegokolwiek.
    - Nie wasza sprawa - westchnął David.
    - Czyli ona na serio płakała! - odezwał się radosny Cesc.
    - Wy naprawdę potrzebujecie specjalisty - wyszeptał Silva i szybkim krokiem nas wyminął.
    - Dzięki, Fabregas! Wszystko spieprzyłeś - warknął Carles, który cały czas myślał. - Ale ty, Geri byłeś wspaniały!
    - Wybaczycie mi to? - usłyszeliśmy smutny głos Cesc'a.
    - Jasne, stary. Musimy doprowadzić to śledztwo do końca, bo coś mi tu śmierdzi - odpowiedziałem.
Obydwoje pokiwali głowa z uznaniem i wróciliśmy do pokoju. Wreszcie mogłem wsłuchać się w głos ukochanej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz