czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 11: Gorzkie dni.

PERSPEKTYWA DAVIDA
    Lupe od kilku dni stała się zupełnie nieobecna. Spała na kanapie i stała się bardzo potulna. Robiła to, o co ją poprosiłem i nie stawiała żadnego oporu. Rozmawia tylko z Jordim i Silvą, co naprawdę doprowadzało mnie to do szewskiej pasji. Chciałem, aby to ze mną rozmawiała i mnie się zwierzyła. Mógłbym jej pomóc, gdyby tylko chciała..
    Usiadłem obok niej na obiedzie i patrzyłem na jej opaloną twarz. Jej usta wydęte były w lekki uśmiech, co sprawiło wrażenie szczęśliwej.
    - Ale nam dziś pani trener dała wycisk na treningu - zagadałem do niej wesoło.
    Dopiero wtedy zauważyła, że pojawiłem się obok niej. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczyma i poprawiła mój kołnierzyk od koszulki.
    - Przyda ci się, Villa - odparła krótko.
    - Nadal masz zamiar mnie unikać? Nie chcesz rozmawiać? O co chodzi?
    - Kochanie, porozmawiamy o tym w pokoju.
    - Kłamiesz. Ty nie chcesz ze mną o niczym rozmawiać - westchnąłem i złapałem ją za rękę. - Co się dzieje?
    - Nic, naprawdę nic się nie dzieje.
    - Lupe, nie jestem ślepy. Przecież jestem twoim mężem i możemy o wszystkim porozmawiać.
    - Czy ty się słyszysz, David? Jestem twoją żoną, bo upiłam się na imprezie i wydawałeś mi się najlepszym facetem na Ziemi! Myślisz, że chciałabym z tobą być? Nie mam zamiaru się tobie zwierzać ani cokolwiek mówić!
    - Nie musiałaś tego mówić - mruknąłem cicho i szybkim krokiem oddaliłem się od restauracji.    
    Słyszałem jeszcze krzyki Lupe, ale zignorowałem to. Jej słowa mnie naprawdę zabolały.

    Leżałem na łóżku i tępo wpatrywałem się w biały sufit. Miałem ochotę rozwalić każdy mebel w pokoju. Jestem zły i smutny w jednym czasie, co doprowadza mnie do furii.
    Nagle drzwi od pokoju się otwarły i do środka wmaszerowała Lupe.
    - Nie zjadłeś deseru - mruknęła.
    - Nie mam ochoty.
    - David, przecież wiesz, że nie to miałam na myśli. Ja naprawdę nie chciałam tak powiedzieć. Jesteś fajnym facetem, ale po prostu nie dla mnie - podeszła do mnie i usiadła na łóżku. - Rozumiem, że jesteś na mnie zły.
    - Jestem smutny, a nie zły - wyszeptałem cicho.
    - Nie lubię cię takiego - westchnęła i położyła się obok mnie. Od razu się do mnie przytuliła a ja 0bjąłem ją ramieniem. - Jeżeli chcesz wiedzieć o co chodzi, to musisz mi obiecać, że nikomu nic nie wygadasz.
    - Przecież wiesz, że nie powiem. Obiecuje, więc możesz spokojnie mówić - odpowiedziałem i pogłaskałem ją po głowie.
    - Bo ja się po prostu boję, że jestem w ciąży.. Stracę pracę i wszystko się pokomplikuje.
    - Każda kobieta kiedyś zachodzi w ciąże. To jest przecież normalne, Lupe. Dostaniesz urlop macierzyński i później wrócisz do pracy.
    - Nie wyobrażam tego sobie! Ja, ty i dziecko?
    - Mam już dzieci i wiem, jak się nimi zajmować - uśmiechnąłem się lekko. - Ale wiem o co ci chodzi. Ty po prostu nie chcesz, bo mnie nie kochasz.
    - David, nie bierz tego do siebie - pogłaskała mnie po policzku.
    - To powiedz mi po co przyszłaś mnie przeprosić? Jak chcesz  rozwodu to kłóćmy się więcej i go dostaniesz.
    - Przyszłam, bo nie chcę abyśmy się tutaj pozabijali. Nie zakocham się w kimś na przymus.
    - Nie masz się we mnie zakochiwać. Po prostu myślałem, że póki jesteśmy małżeństwem, to mówimy sobie o wszystkim.
    - I tak jest - pocałowała mnie lekko w usta. - Zrobimy sobie drzemkę?
    - Dobrze - pocałowałem ją w czoło i przymknąłem oczy.

    Korzystając z faktu, że Penelope śpi musiałem iść załatwić pewną sprawę. Wiem, że oszukuje mnie względem tej ciąży. Widać to gołym okiem. Jest tylko jedna osoba, która może wyznać mi prawdę - David Silva.
    Delikatnie wysunąłem się z łóżka i po cichu udałem się do swojego byłego klubowego kolegi.
    - David? Coś się stało? - zdziwił się na mój widok.
    - Nie. Możemy pogadać?
    - Oczywiście - odparł i wpuścił mnie do środka.
     Na szczęście był sam i mogliśmy swobodnie rozmawiać.
    - Co się dzieje z Lupe? Gadka z ciążą mnie nie interesuje.
    - A co ma się dziać? Wszystko jest okej - usiadł na swoim łóżku, a ja na fotelu. - Znowu się pokłóciliście?
    - Nie. Tylko mnie kłamie, a ty jej bronisz! Już zapomniałeś, że jesteśmy przyjaciółmi?
    - Villa, jej nic nie jest - machnął ręką. - A jeśli by coś było, to ty nie możesz się w to wtrącać.
    - Jest moją żoną, rozumiesz?
    - A kochasz ją? - spytał nagle.
    - Silva, daj spokój z takimi pytaniami - odparłem.
    Wtedy do pokoju wszedł Jordi i spojrzał na nas zdziwiony.
    - Czuje, że to była poważna rozmowa - mruknął.
    - Już nie ważne - powiedziałem głośno i wstałem z fotela. - Na razie, chłopaki.
    Wyszedłem z pokoju i zatrzymałem się przy ścianie. To nie może być prawda.. Ja jej nie kocham! To dlatego, że poszedłem z nią do łóżka! To wszystko moja wina.
    Wróciłem do pokoju i spojrzałem na budzącą się Lupe.
    - Gdzie byłeś? - spytała jeszcze zaspana. Usiadłem obok niej i przytuliłem do siebie.
    - Musiałem załatwić pewną sprawę.
    - Tak? Jaką?
    - Pewną - uśmiechnąłem się szeroko. - Ale wyszło mi z tego jeszcze gorzej, więc nie jestem w nastroju do żartów.
    - Jeśli chcesz to możemy o tym porozmawiać i zostać w pokoju.
    - Porozmawiamy, ale nie dziś. Dobrze? - pogłaskałem ją po policzku. - Ale zostać w pokoju możemy.
    - Widzę twój blask w oku i jestem jak najbardziej za - uśmiechnęła się słodko i pocałowała mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz