piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 20: Tajemniczy wielbiciel.

    Wracając ze śniadania zauważyłam pod drzwiami od naszego pokoju bukiet kolorowych tulipanów, który był zaadresowane do mnie. Były piękne, a ich zapach roznosił się po całym korytarzu. Na karteczce było napisane ''Dla czarującej i pięknej kobiety, Penelope.'' Jedyne, czego brakowało to podpisu, na którym najbardziej mi zależało.
    Wchodząc do pokoju byłam pewna, że kwiaty są od Davida, ale kiedy zobaczyłam jego minę, to wiedziałam, że jednak to nie on. Kwiaty wstawiłam do wazonu z wodą i postanowiłam się przebrać, bo niedługo czeka nas mała impreza, gdzie będziemy świętować wejście do finału.
    - Od kogo masz te kwiaty? - zapytał David, który siedział już przebrany na kanapie. - Cichy wielbiciel?
    -Na to wygląda - uśmiechnęłam się szeroko. - Ale chyba nie jesteś zazdrosny, co?
    - Nie, daj spokój - machnął ręką. - To tylko kwiaty.
    - A może to jednak od ciebie, co? Taki miły gest dla żony.
    - Chciałabyś, Lupe - mruknął i spojrzał na karteczkę, która była przyczepiona do tulipanów. - I to nie moje pismo.
    - Akurat to nie jest problemem - westchnęłam. - Ale w sumie to dobrze, że nie są od ciebie. Komuś się podobam! - dodałam po chwili.
    - A niby mnie się nie podobasz?
    - A podam? - spojrzałam na niego zaciekawiona. A to niespodzianka..
    - Niedoczekanie twoje - warknął cicho. - Idź się przebrać, bo zaraz mamy imprezę.
    - No idę, idę - mruknęłam i weszłam do łazienki.

    W mojej głowie cały czas siedział tajemnicy mężczyzna, który wysłał mi kwiaty. A dziś miałam zamiar się dobrze bawić.. Za kilka dni finał, na który wszyscy tak bardzo czekają. Trenerzy, piłkarze no i oczywiście kibice. A z kim się spotkamy w tym najważniejszym meczu? Oczywiście z Niemcami, to chyba już tradycja. Chcemy z nimi wygrać po raz trzeci i pokazać, że nadal to MY jesteśmy najlepszą drużyną w Europie, ale czas pokaże..
    Chłopaki zaczęli puszczać muzykę i powoli nabierałam ochotę do tańca chociaż nie byłam do tej imprezy przyjaźnie nastawiona. Jesteśmy tutaj po to, by grać, a nie się bawić, ale jeżeli Vincente pozwolił, to powinnam dołączyć do zabawy.
    - A pani dlaczego jeszcze nie na parkiecie? - zagadał do mnie wesoło Silva.
    - Czekam na kogoś - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
    - Zdradzisz mi ktoś jest tym szczęściarzem? Czyżby twój ukochany mąż?
    - Nie! - walnęłam go w ramię. - Czekam na mojego cudownego przyjaciela, która jak zwykle się spóźnia.
    - Wszystko się zgadza, ale ja się nie spóźniam - puścił mi oczko.
    - Ale ja nie czekam na ciebie, tylko na Jordiego - spojrzałam się w stronę Alby, który właśnie skierował się w naszą stronę.
    - Zapraszam panią do tańca - podszedł do mnie przyjaciel i podał mi dłoń. Pomachałam Davidowi na pożegnanie i zaczęłam show razem z Albą.

    Kilkanaście kawałków przetańczyłam z Jordim i szczerze mówiąc, to świetnie się bawiłam. Odkąd Silva wyprowadził się do Manchesteru, to jestem zdana na Albę, który idealnie sprawdza się w roli przyjaciela. Zawsze mnie wysłucha, pomoże, poprawi humor i po prostu jest, kiedy tego potrzebuje.
    - Mogę prosić o jeden taniec? - usłyszałam głos Villi i spojrzałam w tamtą stronę. - Proszę?
    - Lupe, czas zmienić partnera - puścił mi oczko Jordi i oddał w ramiona męża.
    - Już się nauczyłeś tańczyć? - zapytałam z szerokim uśmiechem na ustach i położyłam rękę na ramieniu Davida.
    - Dla ciebie wszystko, kochanie - wyszeptał mi do ucha i przejechał dłonią wzdłuż kręgosłupa. - Jak twój tajemniczy wielbiciel?
    - Nadal pozostał tajemniczym - odparłam smutno.
    - I niech tak pozostanie, bo robię się cholernie zazdrosny o swoją piękność.
    - David, brałeś coś?
    - Nie, a dlaczego pytasz? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
    - Bo jesteś taki miły.. Co zbroiłeś?
    - Nic, naprawdę!
    - No to się cieszę - uśmiechnęłam się lekko i dałam się ponieść muzyce.
    Razem zatańczyliśmy kilka kawałków i postanowiliśmy odpocząć oraz czegoś się napić. Byłam po prostu padnięta, bo David zaczął szaleć, a ja razem z nim!
    - David - mruknęłam cicho. - Chyba musimy wracać do pokoju.
    - Co? Dlaczego?
    - Trochę źle się czuje i w dodatku buty mnie obtarły - skrzywiłam się i spojrzałam na męża. - Zaniesiesz mnie do pokoju?
    - A mam inne wyjście? - zapytał z szerokim uśmiechem. -  Chodź - wziął mnie na ręce i skierował się do naszego pokoju.

    Wzięłam szybki prysznic i położyłam się obok Davida, który leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit z lekkim uśmiechem na ustach. Przytuliłam się do niego i przymknęłam oczy.
    - Chyba za dużo zjadłam i dlatego tak się czuje.
    - Jeśli chcesz, to możesz iść po coś do naszych lekarzy - pogłaskał mnie po głowie. - Ale to pewnie nic poważnego.
    - Też tak myślę, ale chyba już nigdy więcej nie tknę ryb.
    - To będzie ciężko, ponieważ jesteśmy z Hiszpanii, a tam się jada ryby.
    - Niszczysz moje plany w jeden sekundzie, David! - zachichotałam cicho i walnęłam go w ramię. - Mam nadzieje, że bolało - dodałam.
    - Nic nie poczułem - odparł Villa.
    - A teraz? - zaczęłam go coraz mocniej bić. - No ej! Nic nie czujesz?
    - Powiem trenerowi, ze mnie bijesz i nie jestem zdolny do gry! - wyszczerzył się. - Ale idziemy spać, Lupe. Jestem zmęczony, więc dobranoc!
    - Dobranoc, kochaniutki - odpowiedziałam i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.

***

Postanowiłam zmienić portal i niestety zostałam też zmuszona do zmiany adresu, ale amor-juego znaczy miłosna-gra, więc jest podobnie :)

Jeszcze 8 rozdziałów + epilog.. Cieszycie się? :)