piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 22: Kolacja z ''tajemniczym'' mężczyzną.

PERSPEKTYWA LUPE

    Dziś rano dostałam kolejny bukiet kwiatów z liścikiem. Tajemniczy wielbiciel zaprasza mnie na kolację na tarasie naszego hotelu. Bardzo się cieszyłam, ale postanowiłam nie pojawić się na niej. Poproszę kogoś, by tam poszedł i dowiedział się, kto to jest. Jeżeli będzie to facet z dobrymi zamiarami, to przekażą mu, że na kolejnym spotkaniu się pojawię.
    - Co tam masz? - usłyszałam głos Davida, który właśnie wyszedł z łazienki. - Kolejny bukiet?
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową. - I zaproszenie na kolacje.
    - Uu, no proszę! - zagwizdał i podszedł do mnie. - Zaczynam się robić zazdrosny.
    - Już wczoraj byłeś - wytknęłam mu i odwróciłam się do niego plecami. - Ubierz się i idziemy na śniadanie.
    - Chciałabyś, kotku - puścił do mnie oczko i wziął z łóżka rzeczy. - Dziś wieczorem Pati pozwoli mi porozmawiać z Zaidą i Olayą.
    - O, no to super! Szkoda, że nie przylecą na finał - odpowiedziałam, zarzucając na siebie bluzę.
    - Po finale na pewno będę je miał u siebie, więc jeśli będziesz chciała, to możesz wpaść - odparł, chwytając mnie za rękę. - Idziemy?
    - Wiesz, że po Euro bierzemy rozwód - westchnęłam cicho. - Tak, możemy iść.
    - No wiem, wiem - mruknął tylko i wyszliśmy z pokoju.

    Po śniadaniu udałam się do pokoju naszego Trio, by poszli na dzisiejszą kolację i wybadali sprawę. Zapukałam i weszłam do pokoju, gdzie zastałam leżących piłkarzy na łóżku i oglądających TV.
    - Cześć, chłopki - powiedziałam radośnie i usiadłam na wolnym fotelu. - Mam sprawę.
    - Jaką? - zainteresował się Pique.
    - Mam tajemniczego wielbiciela, który zaprosił mnie na kolację. Moglibyście iść tam za mnie i zbadać sprawę?
    - Nie - odparł szybko Puyol. - Skończyliśmy już takie zabawy.
    - Właśnie! Teraz zajmujemy się tylko piłką - dodał Cesc.
    - Ale w sumie to nic złego.. - wtrącić się Gerard, który najwidoczniej był tą sprawą zainteresowany.
    - Nie i koniec tematu - warknął Carles. - Wybacz, Lupe, ale nie możemy ci pomóc.
    - Dobra, rozumiem - pokiwałam głową i pożegnawszy się, wyszłam z pokoju.

    Po długim namyśle postanowiłam iść do dwójki moich niezawodnych przyjaciół, którzy na pewno mi pomogą. Już nie pierwszy raz zwracam się do nich z prośbą i jestem pewna, że i tym razem nie zawiodą.
    - Hej. Uratujecie mi życie po raz n -ty? - weszłam do pokoju i od razu położyłam się na łóżku Jordiego.
    - To zależy w jaki sposób - odparł spokojnie Silva i spojrzał się na Albe, który grzebał coś w laptopie.
    - Dostałam zaproszenie na kolację od mojego wielbiciela, ale boję się tam iść.
    - Dlaczego? - zapytał Jordi, który skończył coś pisać i wyłączał laptopa.
    - A jeśli to jakiś gwałciciel? I w ogóle to chcę wiedzieć, kto to jest!
    - To idź i zobacz, kto to - mruknął Silva. Posłałam mu wrogi spojrzenie i prychnęłam pod nosem. Dlaczego on mi to robi?! - A co na to Villa?
    - A co mu do tego? Niech się zajmie sobą! - warknęłam zła. - Jordi, pomożesz mi? - skierowałam się do drugiego przyjaciela.
    - Pewnie! Będzie dobry ubaw - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Silva, pójdziemy razem!
    - Nie jestem pewien, czy to jest dobry pomysł.
    - Oczywiście, że jest. Pójdziemy, Lupe. Nie martw się! - po tych słowach Jordiego przytuliłam ich do siebie i uśmiechnęłam się szeroko. Już dziś dowiem się kto jest wielbicielem..

PERSPEKTYWA DAVIDA SILVY

    Pomysł z pójściem zamiast Lupe na jej umówioną kolację nie przypadł mi do gustu, ale Jordi stwierdził, że będzie dobra zabawa, więc się zgodziłem. I w dodatku chciałem pomóc swojej przyjaciółce. O ustalonej godzinie poszliśmy na taras, gdzie miała odbyć się kolacja. Stał tam stolik z przygotowaną zastawą stołową na dwie osoby, piękne przystrojone krzesła oraz bukiet kwiatów w małym wazoniku. Jeżeli Lupe zgodziłaby się tutaj przyjść, to na pewno spodobałaby się jej ta romantyczna kolacja, którą uzupełniały pozapalane świeczki na schodach oraz stolikach obok. Niedaleko nas stał mężczyzna ubrany w granatową koszulę, ciemne jeansy oraz buty. Po włosach go rozpoznałem.
    - Villa, co ty tu robisz? - zapytałem, próbując opanować śmiech. Jego chyba naprawdę popierdoliło!
    - Co wy tu robicie? - odpowiedział mi pytaniem i trochę się zawstydził.
    - Lupe miała się tu spotkać ze swoim tajemniczym wielbicielem, ale skoro jesteś nim ty, to w sumie dobrze, że jej tu nie ma - westchnął Jordi i zaczął się głośno śmiać. - Stary, to zachowanie godne gościa z podstawówki!
    - Dokładnie! W jakieś śmieszne podchody się bawisz! To dziecinne i takie.. romantyczne! - zawtórowałem mu.
    - A co miałem zrobić, co? - Villa usiadł na jednym z krzeseł i schował twarz w dłoniach. - Myślałem, że może to jej się spodoba, ale..
    - Na pewno by się jej spodobała taka kolacja, to fakt - zauważyłem i podszedłem do niego. - Ty do niej coś czujesz, prawda?
    - Tak - pokiwał twierdząco głową. - Ale ona mnie nie chce i tu jest problem. 
    - Skoro nie masz złych zamiarów, to możemy ci pomóc - powiedział Jordi i przysiadł się do nas. - Lupe niedługo ma urodziny, więc wtedy możesz urządzić romantyczną kolację!
    - Kupisz jakieś prezent i będzie twoja! To na bank jej się spodoba.
    - Jesteście tego pewni? - zapytał, uśmiechając się lekko.
    - Tak. Teraz wkręcimy Lupe, że jej wielbiciel się nie pojawił i tyle - odpowiedziałem.
    - Dzięki, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Ja nie wiem jak się podrywa własną żonę..
    - To dość trudne zadanie - zarechotał Alba. - Idziemy pograć w gry?
    - A Lupe nie będzie na was czekać?
    - Nie. Poszła spać, więc ty idź się przebrać i wpadnij do nas - powiedziałem i ruszyłem ku wyjściu. - I posprzątaj to!
    - Dobra, dobra - mruknął i uśmiechnął się do nas szeroko. - Będę za godzinkę!

***

I sprawa z wielbicielem wyjaśniona :)
Kolejny będzie w niedzielę, bo chcę to szybko skończyć. Tak szybko, jak to jest możliwe.

Pozdrawiam :)