środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 27: Decyzja.

    Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam przed sobą Davida oraz faceta w białym ubraniu, który wyglądał jak lekarz. Po chwili stwierdziłam, że to jest lekarz! Rozejrzałam się po pomieszczeniu i doszło do mnie, że znajduje się w szpitalu. Ale co ja tu robię? I co najważniejsze, co robi tutaj David?
    - Dobrze, że się pani obudziła. Jak się pani czuje? - zapytał lekarz, który po chwili był już obok mnie. Nagle sobie wszystko przypomniałam.. Miałam wypadek samochodowy.
    - Tak. A co z dzieckiem? - zapytałam, łapiąc się za brzuch. Miałam tylko nadzieje, że wszystko jest w porządku.
    - Ja z nią porozmawiam - usłyszałam głos Davida i po chwili lekarz wyszedł. Brunet usiadł na krześle obok mnie i złapał mnie za dłoń. - Lupe..
    - Mów szybko.
    - Niestety lekarze nie zdołali uratować naszego dziecka - wyszeptał cicho, a po moich policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy. Tak bardzo pragnęłam tego dziecka, nawet jeśli nie było planowane. Ale było namacalnym dowodem naszej miłości. Jednak teraz nie chciałam, by ktokolwiek ze mną był. Nawet ON.
    - Wyjdź - wyszlochałam, ale on nie ruszył się z miejsca. - Powiedziałam, ze masz wyjść.
    - Lupe, kochanie.. - pogłaskał mnie po policzku i przycisnął moją dłoń do swoich warg. - Mnie też jest ciężko, ale potrzebujesz teraz wsparcia.
    - Nie chcę twojego wsparcia, nie rozumiesz?! Wynoś się stąd! - wykrzyczałam, a po chwili do sali przyszła pielęgniarka.
    - Pańska żona musi odpocząć, proszę wyjść - powiedziała, podchodząc do mnie. - Przyniosę coś pani na uspokojenie.
    - Będę na korytarzu, więc zawsze możesz mnie zawołać - mruknął i po chwili wyszedł.
    W jednej chwili wszystko straciło dla mnie sens.. Kiedy wracałam do Hiszpanii, to myślałam, ze za kilka lat polecę z dzieckiem do Polski i pokażę, że właśnie tam pokochałam jego ojca, że będziemy się wspólnie bawić, a teraz wszystko stało się nijakie.

    Po godzinie, albo dwóch do mojej sali weszła mama, która od razu mnie mocno przytuliła. Wiedziała, ze teraz nie są mi potrzebne słowa, a jej bliskość. Nie wiedziałam ile dokładnie płakałam w jej ramionach, ale czułam dużą ulgę.
    - Córeczko, kochanie.. - usłyszałam jej głos i przytuliłam się jeszcze mocniej. - Wiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz się tak zachowywać. Musisz pójść na przód.
    - Dopiero co się dowiedziałam.
    - Widzę w jakim jestem stanie. Nie tylko ja, bo David też. Coś się stało, że nie jest tutaj z tobą? - spojrzała się na mnie tymi niebieskimi oczyma. - Wyrzuciłaś go - dodała po chwili, kiedy zobaczyła moją minę.
    - Tak, bo nie jest potrzebny w moim życiu.
    - Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że on też cierpi? Oboje powinniście się wspierać!
    - Mamo, ja nie potrafię..
    - Boisz się miłości i to jest twój problem - powiedziała, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy. - A nie ma czego, bo to piękne uczucie. Rozmawiałam z nim chwilkę.
    - David nie jest taki na jakiego wygląda.
    - A jaki jest?
    - Mamo.. - jęknęłam głośno. Tak naprawdę to nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo Villa jest naprawdę wspaniały, ale ja już sobie coś postanowiłam. I tak będzie.
    - Musicie porozmawiać. Zawołam go - powiedziała i wyszła z sali. Po chwili wszedł do niej David, który od razu usiadł obok mnie i uśmiechnął się lekko.
    - Chciałaś porozmawiać?
    - Moja mama chciała, abyśmy porozmawiali - odpowiedziałam cicho. - Więc skoro tu jesteś, to wyjaśnimy sobie wszystko.
    - Mów pierwsza.
    - Nadal chcę rozwodu, David. I proszę, nie utrudniajmy sobie teraz tego wszystkiego, bo łączy nas praca i to jest najważniejsze. Łączyło też nas dziecko, a teraz już nic..
    - I to jest twoja ostateczna decyzja? - zapytał, nie patrząc na mnie. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciałam pytać. Miałam po prostu teraz wszystkiego dosyć.
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową.
    - Dobra. Musisz odpocząć, Lupe - zaczął poprawiać mi poduszkę i znów się do mnie uśmiechnął. - Śpij dobrze.
    Po chwili już go u mnie nie było, a ja poczułam się bardzo zmęczona. Przewróciłam się na bok i zasnęłam.

    Przebudziłam się w nocy i nie mogłam dalej spać. Wstałam i wyjrzałam na korytarz, gdzie ujrzałam śpiącego na fotelu Davida niedaleko mojej sali. Jego twarz wyglądała tak pięknie, że postanowiłam podejść i po prostu na niego popatrzeć. W hotelu zawsze tak robiłam..
    Usiadłam obok niego i chwyciłam za dłoń, która spoczywała na jego kolanie. Nagle z moich zaczęły płynąć łzy i nie mogłam ich zahamować. Czułam, że są to ostatnie wspólne chwile w towarzystwie Davida, którego bardzo mocno kocham. Dlaczego teraz się o tym przekonałam? Oszukiwałam siebie, jego, wszystkich! A teraz muszę za to płacić.
    - Lupe.. - usłyszałam jego szept. Nie chciałam, by się obudził, więc go po prosu pocałowałam. Z pasją, zaangażowaniem i prawdziwą miłością. Czułam, że to nasz ostatni pocałunek i chciałam go zapamiętać.
    - Śpij, kochanie, śpij - pogłaskałam go po policzku. Nie wiem dlaczego, ale miałam nadzieje, ze nie będzie tego pamiętał. Nie chciałam znowu czegoś komplikować. Chciałam wrócić do dawnego życia.
    Po kilkunastu minutach wróciłam do łóżka i okryłam się szczelnie kołdrą. Przed moimi oczyma przelatywały wspólne chwile z Davidem.. Nasz ślub, pobudka w hotelu, kłótnie, wspólny seks. I wiedząc, że to koniec czułam się okropnie. Moje serce właśnie rozleciało się na milion kawałeczków. Albo milion pięćset.

***

To przedostatni rozdział. Jestem z niego zadowolona :)
Nadal możecie wybierać, który blog mam pisać po zakończeniu tego oraz Dudki. Wzburzona fala, czy coraz perdido dos? Jest 7:12!
Dziś Gran Derbi, więc Visca el Barca! ♥