sobota, 8 września 2012

Epilog: El Guaje + Las Vegas = szczęście.

KILKA LAT PÓŹNIEJ

    David odebrał mnie ze szpitala i razem z małym Sergio wracaliśmy do domu. Czułam się naprawdę szczęśliwa mając go u swojego boku i nigdy nie żałowałam tego, że powiedziałam mu te dwa magiczne  słowa. Po tamtych wyznaniach kupiliśmy nowy dom i zabraliśmy się powiększenie naszej rodziny. I takim sposobem na świecie pojawiła się nasza 5 - letnia córeczka, Catalina. Jednak David od zawsze marzył o synku, więc po dwóch latach dorobiliśmy się kolejnego potomka - Rico. A dziewięć miesięcy temu dowiedziałam się o ciąży i teraz mamy również Sergio. I tak powstała rodzina Villa Suarez, ale zaznaczam, że nie zawsze jest kolorowo. Ja i David często się kłócimy, ale szybko dochodzimy do porozumienia, tak jak podczas Euro.
    - Kochanie, jesteś tam? - usłyszałam głos męża, który wyrwał mnie z rozmyślań. - Lupe..
    - No jestem, jestem. Coś się stało?
    - Jesteśmy już pod domem - oznajmił David i wtedy zorientowałam się, że stoimy na podjeździe pod naszym domem. - Zabiorę Sergio, a ty zmykaj już do domu.
    - Jesteś kochany, wiesz? - mruknęłam i pognałam w stronę wejścia. W domu czekała na nas moja mama razem z dziećmi. Na ich widok na twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.
    - Mamusia! - wykrzyknęła Cat i od razu do mnie podbiegła. Uklękłam i przytuliłam do siebie obie pociechy. - A gdzie nasz mały braciszek?
    - Tatuś za chwilę go tutaj przyniesie. Ma na imię Sergio - uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam w stronę drzwi, które się właśnie otworzyły.
    - Selgio - powtórzył Rico, którego od razu pocałowałam w czoło. - Tata! - zauważył Davida i uśmiechnął się.
    - Mamo, dziękuję, że się nimi zostałaś - zwróciłam się do niej i usiadłam na kanapie. -  Nadal jestem jeszcze zmęczona.
    - Powinnaś się położyć. Ja z Davidem wszystkiego dopilnujemy.
    - Mama ma rację - zawtórował jej David, który właśnie podał mamie nasze małe maleństwo. - Chodź, zaniosę cię, żonko, do sypialni - wziął mnie na ręce i skierował się w stronę schodów. - Dzieci, bądźcie grzeczne, bo za chwilę wróci tatuś.
    - Dobrze - odpowiedziała Catalina, która obserwowała Sergio. Sadzę, że nie spodobał się jej fakt, że to braciszek, a nie siostrzyczka. Ale znając Davida, to jeszcze dorobimy się i kolejnej córki.
    - Nie musisz mnie nosić - wyszeptałam Davidowi do ucha, co tylko skwitował lekkim uśmiechem.
    - Odpoczywaj - położył mnie na łóżku i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. - Ja idę robić za niańkę  - zasłonił rolety i po chwili wyszedł.

    Kiedy się obudziłam moim oczom ukazał się David, który grzebał coś w telefonie. Musiałam przespać cały dzień ponieważ miał zaświeconą lampkę i był w samych bokserkach.
    - Widzę, że moje kochanie się obudziło - odłożył telefon i przygarnął mnie do siebie. - Nasze dzieci mnie wykończą, wiesz?
    - Znowu grałeś z nimi w piłkę?
    - Tak! Czuję, że Cat pójdzie w moje ślady - uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po głowie. - Rico na razie biega i nie wie o co chodzi.
    - Jest jeszcze malutki. A jak Sergio? Dużo płakał?
    - Nie, to grzeczny chłopak. Ma to po tatusiu!
    - Chciałbyś, kochanie - pogłaskałam go po policzku i przejechałam dłonią po jego torsie. Po tylu latach nadal działał na mnie tak samo.. Był moją prawdziwą miłością. - Dobrze mi z tobą.
    - Mnie z tobą też, a pamiętasz Euro?
    - Trudno mi zapomnieć - westchnęłam z uśmiechem. - Przegrany finał.
    - Przegraliśmy mecz, ale wygraliśmy coś więcej, naszą miłość - wyszeptał mi do ucha i pocałował w policzek. - Kocham cię.
    - Ja ciebie też, David.

***

Jest tak słodko, że nie mogę już na to patrzeć. Jestem cholernie szczęśliwa, bo udało mi się to zakończyć.
Dziękuję Wam wszystkim, którzy czytali, komentowali i wspierali mnie przez cały okres trwania tego opowiadania. Jesteście kochane :)
Ale na szczególne wyróżnienie zasługuje pewna blondynka, która uwielbia CR7 i od tylu lat ze mną wytrzymuje. Dziękuję, Kaju :) :*

A jeśli chodzi o moje opowiadania, tona pewno mam zamiar skończyć bialo-czerwona-milosc. Jak uda mi się tam dodać dwa rozdziały + epilog, to zacznę pisać wzburzona-fala, gdzie rozdziały będą pojawiały się w soboty. Sporadycznie będę dodawać też rozdziały na corazon-perdido-dos. No i jestem jeszcze na dwóch innych blogach: z Vingą - amor-capricho oraz Ozillą - kolorowe-uczucia.

JESZCZE RAZ BARDZO DZIĘKUJĘ :* 

poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 28: Najlepsza opcja dla dwojga.

'Po co zmieniać wszystko, jak nasz świat jest tutaj.
Chodź, wyszepczę Ci jak bardzo życie ma sens.'



PERSPEKTYWA DAVIDA

    Miałem dość słuchania Lupe i jej gadania, że mnie nie kocha. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że obydwoje darzymy siebie silnym uczuciem, ale ona się boi. Kiedy wczoraj przyszła do mnie w nocy, to poczułem się jakby wszystko było na swoim miejscu, ale później odeszła i zostawiła mnie samego, więc postanowiłem zabrać sprawy w swoje ręce.
    Wróciłem do domu, zaliczyłem prysznic, przebrałem się, zjadłem poczciwe śniadanie z kubkiem kawy i wyruszyłem do adwokata. I wcale nie przejmowałem się tym, że Lupe by mnie za to zabiła. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu, więc zapukałem i wszedłem do środka.
    - Dzień Dobry - przywitałem się i usiadłem na krześle. - Przepraszam, że się nie umówiłem, ale ja tylko na moment.
    - Dzień Dobry. Nic się nie stało, bo akurat mam wolną godzinkę. Coś się stało?
    - Rezygnujemy z rozwodu - powiedziałem, uśmiechając się szeroko. Nagle świat nabrał kolorów i poczułem się cholernie szczęśliwy.
    - Ale jak to? Penelope mówiła, że pragnie tego rozwodu. Powinienem się z nią skontaktować.
    - Kocham ją. I wiem, że ona mnie też, więc dlatego tutaj jestem.
    - Ale ona się na to nie zgadza, prawda? - zapytał, zabierając do ręki jakąś teczkę.
    - Prawda.
    - Kiedy się ze mną skontaktowała kilka dni temu, to wiedziałem, że coś tu nie gra. Wiedziałem, że pana kocha, ale nie sądziłem, że pan ją również - odpowiedział po dłuższym namyśle. - Ale niech będzie.
    - To znaczy, że pan do niej nie zadzwoni? - zapytałem z nadzieja w głosie.
    - Nie zadzwonię. Życzę państwu szczęścia - uśmiechnął się do mnie szeroko.
    - Dziękuję bardzo. To ja już nie będę zabierał czasu. Do widzenia - pożegnałem się i szybko wyszedłem. Teraz już wiem, co mam robić.

    Wsiadłem do samochodu i skierowałem się do szpitala, w którym leżała Lupe. Teraz byłem pewien swoich uczuć i musiałem jej wyznać, że kocham ją jak wariat i pragnę, byśmy pozostali małżeństwem. Miałem nadzieje, że Penelope nie wyrzuci mnie z sali.
    Po dwudziestu minutach byłem już w szpitalu, więc udałem się windą na drugie piętro. Stanąłem przed drzwiami od jej sali i głośno westchnąłem. Od tego wszystko zależy..
    - Cześć, Lupe - wszedłem i posłałem jej lekki uśmiech. - Jak się czujesz? - usiadłem obok niej.
    - David? - zdziwiła się i posłała mi wrogie spojrzenie. - Co tu robisz?
    - Przyjechałem z tobą porozmawiać.
    - Rozmawialiśmy już wczoraj i wystarczy. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia - warknęła zła.
    - Ale ja tobie mam, więc siedź cicho i chociaż raz mnie wysłuchaj - powiedziałem i złapałem ją za dłoń. - Kocham cię, Lupe. Nie wiem dlaczego wcześniej ci tego nie powiedziałem, ale ty non stop mówiłaś o rozwodzie, którego nie chcę.
    - Ale David..
    - Wysłuchaj mnie do końca, proszę - przerwałem jej szybko i spojrzałem w jej piękne oczy. - Pragnę mieć z tobą prawdziwą rodzinę. I chociaż straciliśmy dziecko,  to wierzę, że los się jeszcze do nas uśmiechnie.
    - To bardzo piękne słowa, ale ja już podjęłam decyzję.
    - Nie kochasz mnie?
    - To nie ma znaczenia, nie rozumiesz? - odpowiedziała zła. Wiedziałem, że mnie kocha, ale cały czas temu zaprzeczała, co mnie cholernie denerwowało. - Lepiej będzie jak już sobie pójdziesz.
    - Jesteś tego pewna?
    - Tak. Idź już - mruknęła cicho i wyrwała swoją dłoń z mojej. Pocałowałem ją w policzek i szybko wyszedłem z sali. I co ja mam teraz robić? Postawiłem wszystko na jedną kartę, a ona mnie tak po prostu odrzuciła.

    Wróciłem do domu i rozsiadłem się na kanapie w salonie. Cały czas próbowałem ją zrozumieć, ale żadne racjonalne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy. Kochała mnie, więc dlaczego tak postępowała? Wiem, że nie chce być z piłkarzem, ale to nie jest prawdziwy powód. Nie ma znaczenia kim jestem, tylko jaki jestem.
    Chciałbym ją teraz wspierać, ale ona nie chce nikogo do siebie dopuścić. Kiedy rozmawiałem z jej mamą mówiła, że Penelope ma trudny charakter, ale przecież w Polsce wszystko było dobrze. A może po prostu grała przed trenerem? Może mnie się tylko wydawało, że ona mnie kocha?
    Moje przemyślenia przerwał dzwoniący telefon, który od kilku minut dawał o sobie znać. Czy ten ktoś nie może mi akurat teraz dać spokój? Spojrzałem na wyświetlacz, na którym pokazał się numer Lupe. Jednak nie odebrałem.. Coś mnie powstrzymywało.
    Po godzinie zaczynałem żałować tego, że nie potrafiłem odebrać tego pieprzonego telefonu i wysłuchać Penelope. Postanowiłem jeszcze raz do niej pojechać i zapytać czego chciała. Przyda nam się spokojna rozmowa, która na pewno wszystko wyjaśni. Jeśli odrzuci mnie kolejny raz, to dam sobie spokój.

    Piętnaście minut później siedziałem już w sali mojej żony i wpatrywałem się w jej twarz. Kiedy tylko wszedłem do sali na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
    - Dlaczego nie odbierałeś? - zapytała cicho i spojrzała w moje oczy. - Czy twoje uczucia się zmieniły po tym, jak cię odrzuciłam?
    - Nic się nie zmieniło, tylko akurat wtedy chciałem zostać sam i nie miałem ochoty rozmawiać. A co chciałaś?
    - Porozmawiać.
    - Rozmawiamy od kilku dni i nic z tego nie wychodzi! Mam tego dość, rozumiesz? Ile razy mam tu przychodzić i błagać cię, abyś w końcu zmieniła zdanie?
    - Kocham cię - wyszeptała cicho i pogłaskała mnie po policzku. - Już dłużej nie mogę tego ukrywać.
    - Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieszy - uśmiechnąłem się i zbliżyłem swoje usta do jej. - Ja też cię kocham.
    - Już nic nie mów - mruknęła i wpiła się w moje usta. I teraz czułem, że wszystko jest takie, jakie być powinno.

***

I jak? Podoba się? :) Opcja szczęśliwego zakończenia została poparta przez Kaję, więc w razie czego jakieś zażalenia składać do Niej. Mogę podać numer gg ;p Epilog dodam jakoś na dniach.
Co do kolejnego opowiadania, które będę pisać, to jest to wzburzona-fala, ale na cp2 na pewno też rozdziały się pojawią :)

Jutro mam trzy niemieckie.. OMG, chcę umrzeć :(
Życzę udanego tygodnia w szkole :)

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 27: Decyzja.

    Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam przed sobą Davida oraz faceta w białym ubraniu, który wyglądał jak lekarz. Po chwili stwierdziłam, że to jest lekarz! Rozejrzałam się po pomieszczeniu i doszło do mnie, że znajduje się w szpitalu. Ale co ja tu robię? I co najważniejsze, co robi tutaj David?
    - Dobrze, że się pani obudziła. Jak się pani czuje? - zapytał lekarz, który po chwili był już obok mnie. Nagle sobie wszystko przypomniałam.. Miałam wypadek samochodowy.
    - Tak. A co z dzieckiem? - zapytałam, łapiąc się za brzuch. Miałam tylko nadzieje, że wszystko jest w porządku.
    - Ja z nią porozmawiam - usłyszałam głos Davida i po chwili lekarz wyszedł. Brunet usiadł na krześle obok mnie i złapał mnie za dłoń. - Lupe..
    - Mów szybko.
    - Niestety lekarze nie zdołali uratować naszego dziecka - wyszeptał cicho, a po moich policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy. Tak bardzo pragnęłam tego dziecka, nawet jeśli nie było planowane. Ale było namacalnym dowodem naszej miłości. Jednak teraz nie chciałam, by ktokolwiek ze mną był. Nawet ON.
    - Wyjdź - wyszlochałam, ale on nie ruszył się z miejsca. - Powiedziałam, ze masz wyjść.
    - Lupe, kochanie.. - pogłaskał mnie po policzku i przycisnął moją dłoń do swoich warg. - Mnie też jest ciężko, ale potrzebujesz teraz wsparcia.
    - Nie chcę twojego wsparcia, nie rozumiesz?! Wynoś się stąd! - wykrzyczałam, a po chwili do sali przyszła pielęgniarka.
    - Pańska żona musi odpocząć, proszę wyjść - powiedziała, podchodząc do mnie. - Przyniosę coś pani na uspokojenie.
    - Będę na korytarzu, więc zawsze możesz mnie zawołać - mruknął i po chwili wyszedł.
    W jednej chwili wszystko straciło dla mnie sens.. Kiedy wracałam do Hiszpanii, to myślałam, ze za kilka lat polecę z dzieckiem do Polski i pokażę, że właśnie tam pokochałam jego ojca, że będziemy się wspólnie bawić, a teraz wszystko stało się nijakie.

    Po godzinie, albo dwóch do mojej sali weszła mama, która od razu mnie mocno przytuliła. Wiedziała, ze teraz nie są mi potrzebne słowa, a jej bliskość. Nie wiedziałam ile dokładnie płakałam w jej ramionach, ale czułam dużą ulgę.
    - Córeczko, kochanie.. - usłyszałam jej głos i przytuliłam się jeszcze mocniej. - Wiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz się tak zachowywać. Musisz pójść na przód.
    - Dopiero co się dowiedziałam.
    - Widzę w jakim jestem stanie. Nie tylko ja, bo David też. Coś się stało, że nie jest tutaj z tobą? - spojrzała się na mnie tymi niebieskimi oczyma. - Wyrzuciłaś go - dodała po chwili, kiedy zobaczyła moją minę.
    - Tak, bo nie jest potrzebny w moim życiu.
    - Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że on też cierpi? Oboje powinniście się wspierać!
    - Mamo, ja nie potrafię..
    - Boisz się miłości i to jest twój problem - powiedziała, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy. - A nie ma czego, bo to piękne uczucie. Rozmawiałam z nim chwilkę.
    - David nie jest taki na jakiego wygląda.
    - A jaki jest?
    - Mamo.. - jęknęłam głośno. Tak naprawdę to nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo Villa jest naprawdę wspaniały, ale ja już sobie coś postanowiłam. I tak będzie.
    - Musicie porozmawiać. Zawołam go - powiedziała i wyszła z sali. Po chwili wszedł do niej David, który od razu usiadł obok mnie i uśmiechnął się lekko.
    - Chciałaś porozmawiać?
    - Moja mama chciała, abyśmy porozmawiali - odpowiedziałam cicho. - Więc skoro tu jesteś, to wyjaśnimy sobie wszystko.
    - Mów pierwsza.
    - Nadal chcę rozwodu, David. I proszę, nie utrudniajmy sobie teraz tego wszystkiego, bo łączy nas praca i to jest najważniejsze. Łączyło też nas dziecko, a teraz już nic..
    - I to jest twoja ostateczna decyzja? - zapytał, nie patrząc na mnie. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciałam pytać. Miałam po prostu teraz wszystkiego dosyć.
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową.
    - Dobra. Musisz odpocząć, Lupe - zaczął poprawiać mi poduszkę i znów się do mnie uśmiechnął. - Śpij dobrze.
    Po chwili już go u mnie nie było, a ja poczułam się bardzo zmęczona. Przewróciłam się na bok i zasnęłam.

    Przebudziłam się w nocy i nie mogłam dalej spać. Wstałam i wyjrzałam na korytarz, gdzie ujrzałam śpiącego na fotelu Davida niedaleko mojej sali. Jego twarz wyglądała tak pięknie, że postanowiłam podejść i po prostu na niego popatrzeć. W hotelu zawsze tak robiłam..
    Usiadłam obok niego i chwyciłam za dłoń, która spoczywała na jego kolanie. Nagle z moich zaczęły płynąć łzy i nie mogłam ich zahamować. Czułam, że są to ostatnie wspólne chwile w towarzystwie Davida, którego bardzo mocno kocham. Dlaczego teraz się o tym przekonałam? Oszukiwałam siebie, jego, wszystkich! A teraz muszę za to płacić.
    - Lupe.. - usłyszałam jego szept. Nie chciałam, by się obudził, więc go po prosu pocałowałam. Z pasją, zaangażowaniem i prawdziwą miłością. Czułam, że to nasz ostatni pocałunek i chciałam go zapamiętać.
    - Śpij, kochanie, śpij - pogłaskałam go po policzku. Nie wiem dlaczego, ale miałam nadzieje, ze nie będzie tego pamiętał. Nie chciałam znowu czegoś komplikować. Chciałam wrócić do dawnego życia.
    Po kilkunastu minutach wróciłam do łóżka i okryłam się szczelnie kołdrą. Przed moimi oczyma przelatywały wspólne chwile z Davidem.. Nasz ślub, pobudka w hotelu, kłótnie, wspólny seks. I wiedząc, że to koniec czułam się okropnie. Moje serce właśnie rozleciało się na milion kawałeczków. Albo milion pięćset.

***

To przedostatni rozdział. Jestem z niego zadowolona :)
Nadal możecie wybierać, który blog mam pisać po zakończeniu tego oraz Dudki. Wzburzona fala, czy coraz perdido dos? Jest 7:12!
Dziś Gran Derbi, więc Visca el Barca! ♥

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 26: Powrót do Hiszpanii.


PERSPEKTYWA LUPE

    Po feralnym meczu wszyscy wrócili do hotelu, zjedli kolacje i udali się do pokoju, by spakować resztę swoich rzeczy. Chcieliśmy jak najszybciej uciec z tego miejsca i być już w domu ze swoją rodziną, przyjaciółmi, za którymi każdy tęsknił.
    Kiedy kończyłam się pakować z łazienki wyszedł wściekły David z czymś w ręku. Podszedł do mnie i wpatrywał się w moją osobę z niedowierzaniem.
    - Czy kiedykolwiek chciałaś mi o tym powiedzieć?
    - O czym? - zapytałam, biorąc do ręki swoją kosmetyczkę. Jednak kiedy zobaczyłam w jego ręce mój test ciążowy, to zamarłam. Musiał grzebać w śmieciach skoro trzyma go teraz w łapskach. - To nie tak..
    - A jak? Chciałaś wziąć rozwód, dostać wolne i tak po prostu uciec z moim dzieckiem?
    - Jest także moje.
    - Czy tak trudno było ci o tym powiedzieć? Dobrze wiesz, że jestem dobrym ojcem dla Zaidy i Olayi. Dlaczego nie chciałaś bym został ojcem po raz trzeci?
    - Bo byś robił problemy przy rozwodzie, a tak to wszystko poszłoby gładko. Więc proszę cię, daj mi spokój - powiedziałam stanowczo i wzięłam swoją walizkę. - Zobaczymy się w Barcelonie, bo ja lecę innym samolotem.
    - Co? Teraz uciekasz? Zachowujesz się jak tchórz!
    - To jest akurat moja sprawa - warknęłam zła. - Odezwę się jak będę w Barcelonie - dodałam i szybko wyszłam z pokoju. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. David musi trochę ochłonąć i wtedy wszystko będzie dobrze.

    Po godzinie znajdowałam się już w samolocie, który leciał do Barcelony. Dlaczego tam? Muszę się zameldować w hotelu, udać do adwokata, z którym tylko kontaktowałam się przez telefon i poczekać spokojnie na sprawę rozwodową. Mam nadzieje, że skończy się na jednej i będę już wolna. Wrócę do mamy i wszystko będzie takie, jakie być powinno.
    Lot minął mi spokojnie i po kilku godzinach byłam już w stolicy Katalonii. Przechadzałam się po lotnisku, które było ogromne. Wszędzie pełno turystów, pracowników. Ludzie pędzili, nie patrzyli na to, co ich otacza. A ja nagle zapragnęłam się na chwilę zatrzymać i powspominać Euro 2012 oraz mnie i Davida.
    Z jednej strony cieszyłam się, że to nasz koniec, ale z drugiej.. Pokochałam go, lecz wiedziałam, że tak nie może być. Ja od zawsze marzyłam o innym życiu, więc będę się tego trzymała. Nie pozwolę, by uczucia zawaliły cały mój świat.
    Po kilkunastu minutach znajdowałam się już w taksówce, która wiozła mnie do hotelu. Na razie zarezerwowałam sobie pokój na dwa tygodnie, ale jestem pewna, że zostanę zmuszona do pozostania tutaj dłużej. Mam tylko nadzieje, że mama mnie odwiedzi, bo bardzo za nią tęsknie.
    Nagle poczułam lekkie szarpnięcie, a po chwili usłyszałam trzask. Później zobaczyłam już ciemność i straciłam przytomność.
 
PERSPEKTYWA DAVIDA

    Od mojej rozmowy z Penelope minęło już kilka godzin, a ja nadal byłem na nią wściekły. Jak ona mogła mi coś takiego zrobić? Nie mogła przyjść i pogadać? Ona oczywiście musiała postawić na swoim i jak zwykle uciekła. Skoro nie chce być ze mną, to zmuszałbym jej do tego względu na dziecko. Ja po prostu chciałem wiedzieć, że będziemy je mieć.
    Wszyscy razem autobusem udaliśmy się na lotnisko, z którego mieliśmy się udać do Madrytu, by spotkać się z kibicami. Należy im się od nas kilka słów, bo finał po prostu spieprzyliśmy. I chociaż trudno nam się z tym wszystkim pogodzić, to im trzeba to wyjaśnić.
    Koło godziny 16 wylądowaliśmy na lotnisku w naszej pięknej stolicy i od razu udaliśmy się autobusem na plac, gdzie czekali już na nas kibice. Przez cały lot układałem sobie kilka zdań, które powiem, ale teraz wszystko wyleciało mi z głowy. Chciałem, aby była tu Lupe.
    - David.. - obok mnie usiadł Silva. Na jego twarzy wymalowane było przerażenie.
    - Co się stało?
    - Lupe miała wypadek. Jest w szpitalu w Barcelonie - powiedział szybko.
     - Co?! Jak to w szpitalu?!
    - Taksówka, którą wiozła ją do hotelu stuknęła się z jakimś samochodem. Niby nic poważnego się nie stało, ale sam wiesz.
    - To nie może być prawda - pokręciłem przecząco głową i schowałam twarz w dłoniach. - A co z dzieckiem? - wyszeptałem.
    - Jakim dzieckiem?
    - Moim i Lupe! Wiesz coś na ten temat?
    - Nic - odpowiedział i spojrzał na mnie. - Czy Lupe była w ciąży?
    - Tak. Dowiedziałem się przez przypadek, pokłóciliśmy się i wyszła z pokoju. Ja sobie tego nie wybaczę, kurwa!
    - David, ale spokojnie. Powiemy trenerowi i polecisz do Lupe do szpitala i wszystkiego się dowiesz.
    - Tak, to najlepszy pomysł.
    - Jak będziesz miał jakiekolwiek informacje, to zadzwoń do mnie!
    - Oczywiście, David. Wiem, że jesteście bliskimi przyjaciółmi i bardzo się o nią martwisz.
    - Jednak to ty jesteś jej mężem i to tobie podadzą jakiekolwiek informacje - odpowiedział smutno.
    - A jak w ogóle dowiedziałeś się, że miała wypadek?
    - Dzwonili do trenera i przyszedł mi powiedzieć, bo nie mógł ciebie znaleźć.
    - Dobra, to idę teraz do niego. Zadzwonię, jak będę coś wiedział - powiedziałem i odszedłem w stronę sztabu szkoleniowego.
    Po rozmowie z trenerem udałem się na lotnisko, z którego udałem się prosto do Barcelony. Przez cały czas w mojej głowie była Lupe oraz nasze dziecko, któremu mogło się coś stać.

***

Dzień Dobry!

Po pierwsze, to bardzo dziękuję Cuddly z prosektorycznie za ten przepiękny szablon :) 
Po drugie, to zostały jeszcze dwa rozdziały + epilog.
Po trzecie, to bardzo chcę napisać opowiadanie o pewnym siatkarzu, ale nie wiem, czy je opublikuje. Musze się porządnie zastanowić :)
Po czwarte, to chciałabym, abyście mi pomogli z wyborem kolejnego opowiadania: wzburzona-fala czy corazon-perdido-dos

No i to wszystko :)

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 25: Finał = porażka?

    Nareszcie nadszedł tak długo wyczekiwany przez nas wszystkich dzień. Dzień, w którym zostanie rozegrany finał Mistrzostw Europy 2012. Jest to też ostatni dzień wspólnego mieszkania z Davidem i dlatego musimy porozmawiać o naszym rozwodzie.
    - David.. - usiadłam obok niego i zaczęłam rozmowę. - Co z naszym rozwodem?
    - Rozwodem?
    - Tak. Obiecałeś, że po Euro dasz mi rozwód bez kłótni i zamieszania.
    - I dotrzymam słowa - uśmiechnął się lekko i wstał z kanapy. - Skoro chcesz rozwodu, to go dostaniesz.
    - A ty nie chcesz?
    - To bez różnicy, więc.. Mnie pasowałby rozwód w Barcelonie, bo chciałbym spędzić trochę czasu z córeczkami, więc jeśli nie masz nic przeciwko..
    - Zgadzam się. Mama trochę na mnie poczeka, ale będzie warto - odpowiedziałam i spojrzałam na Davida. Był trochę smutny, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Czyżby nie chciał naszego rozwodu?
    - No to dobrze. Pójdę się przejść.
    - Zaczekaj! - powiedziałam dobitnie, co spowodowało, że David zastygł w miejscu. - Co się dzieje?
    - Nic - odparł cicho, odwracając się w moją stroną. - Dziś finał i się stresuje, nic więcej.
    - I to wszystko?
    - Tak - pokiwał twierdząco głową i cały czas się we mnie wpatrywał. - Chce pobyć trochę sam.
    - Okej. Miłego odpoczynku - posłałam mu lekki uśmiech i patrzyłam, jak opuszcza nasz pokój. Coś go trapiło, ale najwidoczniej nie chciał się tym z nikim dzielić.

    Nie miałam zamiaru spędzać południa samotnie, więc skierowałam się do pokoju dwójki moich przyjaciół. Jak zwykle leżeli na swoich łózkach i nic nie robili. Leniuchowanie to ich specjalność.
    - Co tak leżycie?
    - Tak sobie - odparł Silva, który wpatrywał się tępo w sufit.
    - A co będzie jeśli przegramy? Lupe, co my wtedy zrobimy? - zapytał mnie Jordi, który nagle wstał i pojawił się obok mnie. - To mój pierwszy taki turniej, boje się.
    - Alba, ogarnij się! Musisz wierzyć w zespół, siebie i przestać wygadywać głupstwa. Czy ty wiesz, że takie myślenie wcale nie pomaga? - spojrzałam na niego groźnie i dodałam szybko. - David, zrób coś z nim!
    - Każdy przechodzi to na swój sposób, Lupe. Co ja mam zrobić? Dać mu jakieś kazanie, które i tak nic nie da? Sportowiec musi też brać pod uwagę porażkę.
    - Czy was dzisiaj wszystkich posrało? Wszyscy jesteście jacyś wściekli, wyglądacie na przybitych. Chłopaki, to wasz mecz życia! O przejście do historii.
    - Wszyscy nam to powtarzają, więc naprawdę zaczynam mieć tego dość - warknął Silva. - I lepiej zajmij się swoimi sprawami z Villą.
    - Już mamy to załatwione. Weźmiemy szybki rozwód w Barcelonie - uśmiechnęłam się lekko, kiedy sobie uświadomiłam, że już niedługo znów będę wolna.
    - Naprawdę tego chcesz? - zapytał Jordi. Usiadłam na fotelu i zaczęłam się zastanawiać nad pytaniem, które zadał mi przyjaciel. Czy ja tego chcę?
    - Tak - pokiwałam głową i spojrzałam na dwóję przyjaciół. - Nie potrafię z nim być.
    - Jeśli tego właśnie chcesz, to wiesz, że my zawsze będziemy cię wspierać. Nawet podczas rozwodu z naszym kumplem - powiedział David i podszedł do mnie. Razem z Jordim przytulili mnie mocno i to mnie wystarczyło. Bliskość moich przyjaciół.

    Po rozmowie z chłopakami wróciłam do pokoju i postanowiłam potwierdzić swoje domyślenia o ciąży. Chciałam to zrobić szybko i mieć to za sobą, bo David nie może się dowiedzieć. Sama wychowam to dziecko i wszystko będzie dobrze.
    Kilkanaście minut po zobaczeniu wyniku testu ciążowego zaczęłam się pakować i próbować nie myśleć, co dalej ze mną będzie. Już dawno podjęłam decyzję o rozwodzie, więc teraz, kiedy jestem w ciąży nie zamierzam zmieniać decyzji.
    Spakowałam wszystkie rzeczy, kosmetyki i byłam gotowa do opuszczenia hotelu. Oczywiście zrobię to po finale, ale postanowiłam nie wracać z drużyną do Madrytu. Porozmawiam z trenerem i pozwolił mi, bym wróciła sama.

    Przebrałam się i ruszyłam do recepcji, gdzie wszyscy mieli się zebrać przed finałem. O godzinie dziewiętnastej wyruszaliśmy spod hotelu i udaliśmy się na stadion w Kijowie. Siedziałam obok Davida i wpatrywałam się w jego spokojną twarz.
    Po trzydziestu minutach byliśmy już na stadionie i skierowaliśmy się w stronę szatni, gdzie piłkarze się przebrali i wyruszyli na trening przed meczem. Wszyscy byli skupieni, więc panowała cisza, którą przerwał trener. Nie wiem dokładnie co mówiła, bo byłam w zupełnie innym świecie.. Nie mogłam uwierzyć, że tuż za chwilę zacznie się finał, w którym zagra reprezentacja Hiszpanii.
    Tuż po wysłuchaniu hymnów obu państw sędzia rozpoczął spotkanie. Pierwsze piętnaście minut meczu ułożyło się po naszej myśli. Andreas Iniesta strzelił gola i cała Hiszpania popadła w euforię. Niestety pod koniec pierwszej połowy Mario Gomez wyrównał i do szatni schodziliśmy z remisem.
    W szatni razem z trenerem próbowaliśmy dawać rady piłkarzom, jak mają grać przeciwko tak dobrej defensywie, jaką mają Niemcy, ale oni wyglądali jakby wcale nas nie słyszeli. Byli w zupełnie innym świecie. Podeszłam jeszcze do Davida, by powiedzieć, że liczę na niego, ale wyminął mnie i pobiegł na boisko.
    Usiadłam na ławce rezerwowych przepełniona nadzieją, że Hiszpanie stać na jeszcze jednego gola i wygraną. Chciałam, by piłkarze przeszli do historii wygrywając Euro 2012 na boiskach Polski i Ukrainy, ale nasza gra wyglądała miernie. Obrona się gubiła i tak po raz drugi Mario Gomez pokonał Ikera, który podczas obydwu strzałach był bezradny. Piłkarze zaczynali tracić nadzieję i niestety przegraliśmy.
    Kiedy zobaczyłam smutek wymalowany na ich twarzy, to po prostu popłakałam się jak mała dziewczynka. Dla mnie również ta porażka była bolesna.. No cóż, trzeba się pogodzić z przegraną i pogratulować reprezentacji Niemiec, która dziś grała wyjątkowo dobrze we wszystkich formacjach.
    Próbowałam się dostać do Villi, który leżał na murawie i płakał, ale Jordi odciągnął mnie na bok i powiedział, ze mam go zostawić. Może miał rację, bo David pewnie chciałby dostać wsparcie kogoś bliskiego, a ja taką osobą nie jestem.

***

Tak na początku, to rozdział z dedykacją dla Ozilli :) Ten wygrany finał również jest dla Ciebie. Dziękuję za ostatnie rozmowy :*

Wiem, że rozdział dodaje szybko, ale naprawdę chcę mieć to za sobą. Może za dwa, trzy dni dodam kolejny. Dacie radę? ;p

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 24: Urodziny.

    Do finału zostało nam kilka dni, więc cała drużyna ciężko pracowała. Piłkarze dużo trenowali, ale musieli znaleźć tez czas na odpoczynek, który jest bardzo ważny. A ja razem z trenerem próbowałam dopilnować, aby każdy z nich codziennie rano wstawał wypoczęty.
    Właśnie trwa trening, gdzie Torres razem z Villą po raz kolejny robią z siebie głupków, a reszta drużyny się z nich śmieje. Te ich durne miny.. Normalnie gorzej niż z dziećmi! Obserwowałam ich, kiedy nagle zrobiło mi się słabo i musiałam usiąść na jednym z krzesełek.
    - Lupe, wszystko dobrze? - podszedł do mnie reprezentacyjny lekarz. - Źle się czujesz?
    - Tak, trochę tak.
    - Chcesz wrócić do hotelu? Nie wyglądasz za dobrze.. - popatrzył na mnie zmartwiony. - Zaraz ktoś z tobą wróci do pokoju.
    - Nie trzeba. Sama sobie dam radę - mruknęłam cicho i napiłam się wody z bidonu. - Położę się i mi przejdzie.
    - Jesteś bardzo blada. Nie możesz iść sama do pokoju.
    - Co się stało? - obok nas pojawił się zdyszany David, który od razu usiadł obok mnie. - Źle się czujesz, Lupe?
    - Trochę, ale to nic takiego - uśmiechnęłam się do niego lekko. - Wracaj trenować.
    - Nie, David. Lepiej jeśli pójdziesz z Lupe i ją przypilnujesz w pokoju. Nie możemy pozwolić, by się jej coś stało - nakazał lekarz i David wziął mnie na ręce.
    - Wracamy do pokoju - powiedział stanowczo David i pognał w stronę hotelu.
    - Sama mogę iść - warknęłam. - I nic mi nie jest!
    - A to dziwne, bo jesteś blada jak ściana. Znowu się czegoś najadłaś?
    - Nie wiem, być może..
    - Mam nadzieje, że to nic poważnego - cmoknął mnie w nos i zaniósł do łóżka.

    Po porannym treningu leżałam w łóżku i dopiero na obiad David pozwolił mi opuścić nasz pokój. Pod jego czujnym okiem jadłam obiad i chwilę rozmawiałam z trenerem.
    - Lupe, pójdziesz ze mną do recepcji? - zapytał mnie mój przyjaciel, Silva. - Moglibyśmy zaprosić tą uroczą recepcjonistkę na finał.
    - To dobry pomysł - uśmiechnęłam się lekko. - Zaraz pójdziemy.
    - Powinnaś odpoczywać - mruknął stojący obok mnie Villa.
    - Nic złego mi się przecież nie stanie.
    - Dobrze, ale uważaj na siebie - pogłaskał mnie po policzku i po chwilę odszedł w stronę naszego pokoju.
    - To jak? Idziemy? - zwróciłam się do Silvy, który pokiwał twierdząco głową.
    Po pięciu minutach byliśmy już w recepcji i próbowaliśmy namówić panią Joannę, by przyleciał na mecz na Ukrainę, ale powiedziała, że nie może przyjmować takich zaproszeń od gości hotelowych, bo mogłaby stracić pracę. Szkoda, bo Davidowi bardzo na tym zależało, ale skoro nie może, to trudno.
    Szybko wróciłam do pokoju i usiadłam obok Davida, który był niezwykle zadowolony. Nucił jakąś piosenkę pod nosem i co chwilę się do mnie uśmiechał.
    - Kochanie, masz wolny wieczór? - zapytał, patrząc w moje oczy. - Mam dla ciebie niespodziankę.
    - Tak? A jaką?
    - A masz wolny wieczór?
    - Mam - pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się szeroko. - A co to za niespodzianka?
    - Dowiesz się na kolacji - puścił do mnie oczko.
    - Ale ja nie mam w co się ubrać..
    - Nie martw się o to. W szafie czeka na ciebie stój - uśmiechnął się szeroko i cmoknął mnie w policzek. - O ósmej na tarasie.
    - Dobrze.

    Po długiej i odprężającej kąpieli postanowiłam zacząć przygotowywać się do kąpieli z Davidem. Wyciągnęłam z szafy żółtą sukienkę, szpilki, torebeczkę oraz biżuterię, którą przygotował mi Villa. Szczerze mówiąc, to bardzo podobał mi się ten strój. David akurat w tym przypadku trafił w mój gust. Włosy spięłam w koka i byłam gotowa na wspólny wieczór z moim mężem.
    Kilka minut przed dwudziestą zeszłam na taras i zatkało mnie. Wszystko wyglądało cudownie! Stolik nakryty dla dwóch osób, kwiaty, wystrój tarasu i David, który miał na sobie ciemne jeansy, białą koszulę i lakierowane buty.
    - Cześć - uśmiechnął się i lekko musnął mój policzek swoimi wargami. - Podoba ci się?
    - Tak, bardzo. Ale z jakiej to okazji?
    - Właśnie.. Wszystkiego Najlepszego, kochanie - przytulił mnie do siebie i złożył czuły pocałunek na moich ustach. - To dla ciebie - podał mi podłużne pudełeczko.
    - Dziś są moje urodziny - mruknęłam cicho i otworzyłam pudełeczko, w którym znajdował się łańcuszek z zawieszką w kształcie serduszka. - Nasze inicjały i data ślubu.. - przeczytałam napis na złotym sercu. - Dziękuje David - ucałowałam go w policzek.
    - Drobiazg - mruknął, odsuwając mi krzesło. - Trafiłem w twój gust?
    - Bardzo. Mógłbyś mi założyć?
    - Pewnie - wziął do ręki łańcuszek i po chwili zapiął mi go na szyi. - Cudownie wyglądasz - pocałował mnie w policzek i po chwili usiał naprzeciwko mnie.
    - Skąd wiedziałeś, że mam dzisiaj urodziny?
    - Mam swoje źródła - uśmiechnął się tajemniczo i złapał mnie za dłoń. - Chcę, abyś mnie dobrze zapamiętała.
    - Na pewno tak będzie.
    - To super. Głodna?
    - Bardzo! - oznajmiłam i David zawołał kelnera, który podał nam posiłek. Lecz najpierw David wzniósł toast.
    - Za przepiękna panią trener i moją żonę - uśmiechnął się lekko.
    - Po prostu za nas - dodałam i stuknęłam kieliszek Villi. - Jeszcze raz dziękuję.
    - Zasługujesz na to. Jutro jest finał, więc wszystko się skończy, ale nie żałuje. Może i nie byliśmy idealnym małżeństwem, ale czuje, że coś nas łączy.
    - David.. - wyszeptałam i wyswobodziłam swoją dłoń z jego. - To brzmi, jakbyś chciał, abyśmy byli razem.
    - Nie. Chce ci tylko podziękować - uśmiechnął się lekko. - Nic więcej.
    - To super. Przy kolejnych zgrupowaniach musimy się jakoś dogadywać, a nie chcę niepotrzebnych spięć.
    - I dobrze. Mnie też na tym zależy - posłał mi szczery uśmiech.
    Wieczór upłynął nam w bardzo miłej atmosferze i rozmowach o błahych oraz ważnych sprawach. Tego wieczoru David okazał się innym facetem i już wiem dlaczego Patricia go pokochała.

***

Macie taki krótki rozdział, który napisałam całkiem niedawno. 
Jestem chora, więc nie wiem kiedy pojawi się rozdział na Dudce, bo nie potrafię napisać czegoś dłuższego niż kilka zdań. 

Miłego wieczoru :)



niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 23: Nieudana próba.

PERSPEKTYWA DAVIDA

    Po wczorajszej nieudanej kolacji miałem wszystkiego dość. Lupe w ogóle nie zwracała na mnie uwagi, co jeszcze bardziej mnie dobijało. Chciałem z nią porozmawiać i wyznać wszystkie uczucia, nawet teraz i tutaj, ale ona cały czas bujała w obłokach i najwidoczniej miała mnie gdzieś.
    - Lupe.. - westchnąłem i usiadłem obok niej na kanapie. - Co robisz? - zajrzałem do jej laptopa, gdzie coś pisała.
    - Raport - mruknęła cicho i nie zwróciła uwagi, że objąłem ją ramieniem. - Nie mam teraz czasu na pogaduszki, David.
    - Ale chciałbym porozmawiać, ale tak na poważnie.
    - Nie teraz. W ogóle, to odpoczywaj, póki masz czas.. Może idź na basen albo pograj w jakieś gierki, co?
    - Czy ty nie możesz chociaż raz odstawić pracę na później i porozmawiać ze mną normalnie? - zapytałem zdenerwowany. Zaczynałem mieć dość jej traktowania i czułem, że niedługo wybuchnę. - Chcę z tobą porozmawiać, a ty gadasz mi o jakimś pieprzonym odpoczynku! Jak będę chciał, to na pewno to zrobię, ale teraz tego nie chcę!
    - Ja tutaj jestem w pracy, a nie na wakacjach, aby urządzać sobie pogaduszki z pseudo mężem, więc daruj sobie tą złość i zajmij się czymś - rzuciła i spojrzała na zegarek. - I zaraz mam spotkanie z trenerem.
    - Spoko, jak chcesz - odparłem zrezygnowany. - Może kiedyś znajdziesz czas, ale wtedy będzie za późno.
    - Nie świruj, David -  odpowiedziała i zamknęła klapkę od laptopa. - Bądź grzeczny - pocałowała mnie w policzek i wyszła z pokoju.
    Postanowiłem wyrzucić z siebie wszystkie uczucia, którymi darzę Lupę i wrócić na właściwy tor, bez kobiet. Powinienem skupić się na piłce nożnej i dać sobie spokój z układaniem życia prywatnego, które jest po prostu porażką. Oprócz moich ukochanych córeczek za którymi bardzo tęsknie, ale już za kilka dni będę je miał tylko dla siebie. I wtedy wszystko wróci do normy!

PERSPEKTYWA LUPE

    Po spotkaniu z trenerem postanowiłam odwiedzić Silvę oraz Jordiego i wypytać o wczorajsze spotkanie z moim wielbicielem. Chciałam zapokoić swoją ciekawośc i po prostu poznać imię i nazwisko tego mężczyzny. Weszłam bez pukania do chłopaków i rozsiadłam się na łóżku Jordiego.
    - Cześć, chłopaki - przywitałam się i ugryzłam jabłko, które leżało na szafce nocnej. - I jak po wczorajszej kolacji?
    - Nie pojawił się, przykro nam - odpowiedział Silva. - Głupio mi to mówić, ale może ktoś robił sobie jaja?
    - Co? Nie przyszedł? To po co były te kwiaty, czekoladki i liściki? Co za palant! Dupek!
    - Ale nie denerwuj się, Lupe. Ten facet najwidoczniej nie był ciebie wart - mruknął Alba i usiał obok mnie na swoim łóżku. - To jabłko było dla mnie.
    - Jordi, teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż twoje jabłko, które swoją drogą jest cholernie kwaśne!
    - I czego się wściekasz? O jakiegoś faceta? Powinnaś się wstydzić, bo masz męża, który teraz pewnie czeka na ciebie w pokoju! - oburzył się David.
    - Villa to ściema i ty doskonale o tym wiesz - syknęłam.
    - Wiem, ale okaż mu trochę szacunku i zachowuj się normalnie. Weźmiecie rozwód, to rób, co tylko chcesz. I daj spokój z tym wielbicilem, którego nawet nigdy mogło nie być!
    - Może masz rację.. Muszę się położyć. Do zobaczenia na treningu - powiedziałam i wyszłam, udając się do siebie. 

    Trening minął szybko i co najważniejsze bezproblemowo, więc miałam teraz chwilkę tylko dla siebie, by przemyśleć kilka spraw i zadzwonić do ukochanej mamy. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni dresowych i wybrałam numer.
    - Słucham? - usłyszałam głos mamy i na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. - Córeczko, to ty?
    - Tak, mamo. Co słychać?
    - Bez ciebie są tutaj nudy, ale nie mogę się już doczekać drugiego lipca. Mam nadzieje, że szybko przylecisz i będę mogła razem z tobą cieszyć się z wygranej.
    - Najpierw musimy wygrać - mruknęłam cicho. - I obawiam się, że mój powrót może być trochę opóźniony.
    - Dlaczego? - zapytała z wyraźnym zdziwieniem w głosie. - Coś się stało?
    - Nie, nie, ale muszą zająć się rozwodem z Davidem. To może trochę potrwać..
    - Myślałam, że zrezygnowałaś z tego pomysłu. Dlaczego nie dasz sobie szansy? Penelope, nie wszyscy mężczyźni są tacy, jak ojciec, a tobie przyda się ukochany facet u boku.
    - David Villa nie jest najlepszym kandydatem, mamo - warknęłam do telefonu. - Nie wyobrażam sobie nas w normalnym związku.
    - A czujesz coś to niego?
    - To nie ma znaczenia. Już podjęłam decyzje i weźmiemy rozwód - powiedziałam twardo.
    - No okej, córeczko. Jednak przemyśl jeszcze tą decyzję, dobrze? Obiecaj mi to.
    - Obiecuje, mamuś. Kończę, bo jestem zmęczona i idę się położyć. Kocham cię - powiedziałam i szybko się rozłączyłam.
    Bardzo tęskniłam za mamą i nie chciałam, by ona to zauważyła, więc szybko się rozłączyłam. Rozmowy przez telefon niewiele dawały, a ja tak bardzo potrzebowałam jej rad. Wiem, że przytuliłaby mnie mocno i kazała iść za głosem serca. Ale teraz tak być nie może.

    Wróciłam do pokoju i od razu skierowałam się do łazienki, która na szczęście była wolna. Szybki prysznic w tym momencie był tym, czego tak naprawdę potrzebowałam. Po kilku minutach wyszłam z kabiny i przebrałam się w piżamę, by po chwili pójść do łóżka.
    Położyłam głowę na klatce piersiowej Davida i przymknęłam oczy. Poczułam, jak David głaszcze mnie po głowie i do moich nozdrzy wkradł się zapach jego perfum, który od niedawno bardzo, bardzo lubię.
    - Ciężki dzień? - usłyszałam jego głos.
    - Nawet bardzo. Nie mam na nic sił.
    - To zgaszę lampkę i od razu zaśniesz.
    - A ty nie jesteś zmęczony? - zapytałam, otwierając oczy i przytulając się do niego. - Za mało treningu? - uśmiechnęłam się szeroko.
    - Trening był strasznie wykańczający, ale jestem przyzwyczajony, pani trener - pocałował mnie w czoło. - To jak, mam zgasić światło?
    - Jeżeli nie będzie ci to przeszkadzać, to tak - mruknęłam cicho.
    - Dobranoc, Lupe.

***

Hej! :D
Monika jest dziś w świetnym humorze, bo DAVID VILLA WCZORAJ POWRÓCIŁ NA BOISKO!
Osiem miesięcy to stanowczo za dużo, ale teraz może być już tylko lepiej. Jestem bardzo szczęśliwa :)


piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 22: Kolacja z ''tajemniczym'' mężczyzną.

PERSPEKTYWA LUPE

    Dziś rano dostałam kolejny bukiet kwiatów z liścikiem. Tajemniczy wielbiciel zaprasza mnie na kolację na tarasie naszego hotelu. Bardzo się cieszyłam, ale postanowiłam nie pojawić się na niej. Poproszę kogoś, by tam poszedł i dowiedział się, kto to jest. Jeżeli będzie to facet z dobrymi zamiarami, to przekażą mu, że na kolejnym spotkaniu się pojawię.
    - Co tam masz? - usłyszałam głos Davida, który właśnie wyszedł z łazienki. - Kolejny bukiet?
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową. - I zaproszenie na kolacje.
    - Uu, no proszę! - zagwizdał i podszedł do mnie. - Zaczynam się robić zazdrosny.
    - Już wczoraj byłeś - wytknęłam mu i odwróciłam się do niego plecami. - Ubierz się i idziemy na śniadanie.
    - Chciałabyś, kotku - puścił do mnie oczko i wziął z łóżka rzeczy. - Dziś wieczorem Pati pozwoli mi porozmawiać z Zaidą i Olayą.
    - O, no to super! Szkoda, że nie przylecą na finał - odpowiedziałam, zarzucając na siebie bluzę.
    - Po finale na pewno będę je miał u siebie, więc jeśli będziesz chciała, to możesz wpaść - odparł, chwytając mnie za rękę. - Idziemy?
    - Wiesz, że po Euro bierzemy rozwód - westchnęłam cicho. - Tak, możemy iść.
    - No wiem, wiem - mruknął tylko i wyszliśmy z pokoju.

    Po śniadaniu udałam się do pokoju naszego Trio, by poszli na dzisiejszą kolację i wybadali sprawę. Zapukałam i weszłam do pokoju, gdzie zastałam leżących piłkarzy na łóżku i oglądających TV.
    - Cześć, chłopki - powiedziałam radośnie i usiadłam na wolnym fotelu. - Mam sprawę.
    - Jaką? - zainteresował się Pique.
    - Mam tajemniczego wielbiciela, który zaprosił mnie na kolację. Moglibyście iść tam za mnie i zbadać sprawę?
    - Nie - odparł szybko Puyol. - Skończyliśmy już takie zabawy.
    - Właśnie! Teraz zajmujemy się tylko piłką - dodał Cesc.
    - Ale w sumie to nic złego.. - wtrącić się Gerard, który najwidoczniej był tą sprawą zainteresowany.
    - Nie i koniec tematu - warknął Carles. - Wybacz, Lupe, ale nie możemy ci pomóc.
    - Dobra, rozumiem - pokiwałam głową i pożegnawszy się, wyszłam z pokoju.

    Po długim namyśle postanowiłam iść do dwójki moich niezawodnych przyjaciół, którzy na pewno mi pomogą. Już nie pierwszy raz zwracam się do nich z prośbą i jestem pewna, że i tym razem nie zawiodą.
    - Hej. Uratujecie mi życie po raz n -ty? - weszłam do pokoju i od razu położyłam się na łóżku Jordiego.
    - To zależy w jaki sposób - odparł spokojnie Silva i spojrzał się na Albe, który grzebał coś w laptopie.
    - Dostałam zaproszenie na kolację od mojego wielbiciela, ale boję się tam iść.
    - Dlaczego? - zapytał Jordi, który skończył coś pisać i wyłączał laptopa.
    - A jeśli to jakiś gwałciciel? I w ogóle to chcę wiedzieć, kto to jest!
    - To idź i zobacz, kto to - mruknął Silva. Posłałam mu wrogi spojrzenie i prychnęłam pod nosem. Dlaczego on mi to robi?! - A co na to Villa?
    - A co mu do tego? Niech się zajmie sobą! - warknęłam zła. - Jordi, pomożesz mi? - skierowałam się do drugiego przyjaciela.
    - Pewnie! Będzie dobry ubaw - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Silva, pójdziemy razem!
    - Nie jestem pewien, czy to jest dobry pomysł.
    - Oczywiście, że jest. Pójdziemy, Lupe. Nie martw się! - po tych słowach Jordiego przytuliłam ich do siebie i uśmiechnęłam się szeroko. Już dziś dowiem się kto jest wielbicielem..

PERSPEKTYWA DAVIDA SILVY

    Pomysł z pójściem zamiast Lupe na jej umówioną kolację nie przypadł mi do gustu, ale Jordi stwierdził, że będzie dobra zabawa, więc się zgodziłem. I w dodatku chciałem pomóc swojej przyjaciółce. O ustalonej godzinie poszliśmy na taras, gdzie miała odbyć się kolacja. Stał tam stolik z przygotowaną zastawą stołową na dwie osoby, piękne przystrojone krzesła oraz bukiet kwiatów w małym wazoniku. Jeżeli Lupe zgodziłaby się tutaj przyjść, to na pewno spodobałaby się jej ta romantyczna kolacja, którą uzupełniały pozapalane świeczki na schodach oraz stolikach obok. Niedaleko nas stał mężczyzna ubrany w granatową koszulę, ciemne jeansy oraz buty. Po włosach go rozpoznałem.
    - Villa, co ty tu robisz? - zapytałem, próbując opanować śmiech. Jego chyba naprawdę popierdoliło!
    - Co wy tu robicie? - odpowiedział mi pytaniem i trochę się zawstydził.
    - Lupe miała się tu spotkać ze swoim tajemniczym wielbicielem, ale skoro jesteś nim ty, to w sumie dobrze, że jej tu nie ma - westchnął Jordi i zaczął się głośno śmiać. - Stary, to zachowanie godne gościa z podstawówki!
    - Dokładnie! W jakieś śmieszne podchody się bawisz! To dziecinne i takie.. romantyczne! - zawtórowałem mu.
    - A co miałem zrobić, co? - Villa usiadł na jednym z krzeseł i schował twarz w dłoniach. - Myślałem, że może to jej się spodoba, ale..
    - Na pewno by się jej spodobała taka kolacja, to fakt - zauważyłem i podszedłem do niego. - Ty do niej coś czujesz, prawda?
    - Tak - pokiwał twierdząco głową. - Ale ona mnie nie chce i tu jest problem. 
    - Skoro nie masz złych zamiarów, to możemy ci pomóc - powiedział Jordi i przysiadł się do nas. - Lupe niedługo ma urodziny, więc wtedy możesz urządzić romantyczną kolację!
    - Kupisz jakieś prezent i będzie twoja! To na bank jej się spodoba.
    - Jesteście tego pewni? - zapytał, uśmiechając się lekko.
    - Tak. Teraz wkręcimy Lupe, że jej wielbiciel się nie pojawił i tyle - odpowiedziałem.
    - Dzięki, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Ja nie wiem jak się podrywa własną żonę..
    - To dość trudne zadanie - zarechotał Alba. - Idziemy pograć w gry?
    - A Lupe nie będzie na was czekać?
    - Nie. Poszła spać, więc ty idź się przebrać i wpadnij do nas - powiedziałem i ruszyłem ku wyjściu. - I posprzątaj to!
    - Dobra, dobra - mruknął i uśmiechnął się do nas szeroko. - Będę za godzinkę!

***

I sprawa z wielbicielem wyjaśniona :)
Kolejny będzie w niedzielę, bo chcę to szybko skończyć. Tak szybko, jak to jest możliwe.

Pozdrawiam :)

piątek, 3 sierpnia 2012

Rozdział 21: Poszukiwanie wielbiciela.

PERSPEKTYWA LUPE

    Od samego rana miałam świetny humor, ponieważ pod naszymi drzwiami znów czekał na mnie prezent. Tym razem pod postacią słodkich czekoladek z miłym wierszykiem. Byłam tym zachwycona i bardzo się cieszyłam, że ktoś zauważył we mnie kobietę.
    - Lupe, Lupe.. - usłyszałam głos Davida. - Mówię do ciebie od kilku minut, a ty nic. Już się zakochałaś w jakimś facecie, który bawi się w jakieś jajca?
    - Takie jajca mnie się bardzo podobają - mruknęłam ostro. - I mało ma cię to obchodzić, czy się zakochałam - dodałam.
    - Nie kłóćmy się znowu, proszę. To do niczego nie prowadzi, prawda?
    - To wszystko twoja wina, David. Przestań się interesować moim życiem, a na pewno wszystko będzie w porządku - powiedziałam dobitnie i wyminęłam go w drzwiach.
    - Jesteś uparta, jak osioł - wyszedł za mną z pokoju. - Jeszcze tylko kilka dni i będziesz wolna, więc żyjmy w zgodzie.
    - Na szczęście kilka dni - fuknęłam zła. - Już nie mogę się doczekać aż przestaniesz mnie nazywać swoją żoną!
    - Ale po co te nerwy? Spokojnie, kotku - puścił do mnie oczko a ja jeszcze bardziej się zezłościłam.
    Dlaczego on nie chce zostawić mnie w spokoju? Miałam dość jego wtrącania się we wszystkie sprawy, które dotyczą mnie. Czułam się osaczona.
    - David, jeśli naprawdę chcesz, abyśmy wytrwali te kilka dni w zgodzie i potrafili na siebie patrzeć przy następnych zgrupowaniach, to po prostu nie prowokuj mnie.
    - Nie robię przecież tego specjalnie - warknął. - I dlaczego to zawsze ze mnie robisz najgorszego? I gdzie idziesz?
    - Przestań mnie kontrolować! - krzyknęłam zła i szybkim krokiem udałam się do pokoju trenera, gdzie mieliśmy obgadaj szczegóły taktyki na mecz finałowy z Niemcami.

PERSPEKTYWA DAVIDA SILVY

    Siedziałem sobie właśnie przy laptopie, kiedy do pokoju wpadła zdyszana Lupe z ogromnym uśmiechem na twarzy. W ręce trzymała pudełeczko czekoladek i mały liścik w kopercie. Usiadła na łóżku i odstawiła za mnie laptopa.
    - Zobacz, co dostałam - podała mi liścik oraz pudełko słodyczy. - Cudne, nie?
    - Od kogo to masz?
    - Właśnie nie wiem, więc mam do ciebie malutką prośbę - uśmiechnęła się słodko i oparła o moje ramię. - Pójdziesz do recepcji i podpytasz się o mojego tajemniczego wielbiciela?
    - Dlaczego ty tego nie możesz zrobić? - zapytałem.
    - Mam spotkanie z trenerem. Finał to nie przelewki, więc musimy pracować dwa razy więcej. To jak?
    - No dobra, pójdę i sprawdzę, kto to jest - posłałem jej szeroki uśmiech i zostawiłem samą w pokoju.
    W recepcji zostałem uroczą blondynkę o dużych, niebieskich oczach i lekkim uśmiechu, który nie schodził jej z twarzy. Miała na sobie białą bluzeczką i czarną spódnicę do kolan, a do tego również czarne szpilki.
    - Dzień Dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała szybko i spojrzała w moją stronę.
    - Moja przyjaciółka, Penelope Suarez dostaje kwiaty oraz czekoladki od tajemniczego wielbiciela i chciałaby się dowiedzieć, kto to jest. Może pani coś wiedziała lub cokolwiek? Nie wolno przecież wpuszczać tutaj obcych.
    - Tak, to prawda. I dlatego hotel jest tylko na wyłączność reprezentacji. Przepraszam, ale nie mogę też udzielać takich informacji. Pańska przyjaciółka musi sama dowiedzieć się komu się spodobała - uśmiechnęła się i odwróciła wzrok.
    - Ale ona naprawdę musi wiedzieć - mruknąłem błagalnie.
    - Domyślam się, ale nie mogę pomóc.
    - Mam jeszcze jedną prośbę..
    - Słucham, jaką?
    - Czy może wybrałaby się pani ze mną na kawę? - zapytałem z ogromną nadzieją w głosie.
    - Nie, nie umawiam się z gośćmi - odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko. - Ale dziękuję za zaproszenie.
    - Trudno - wzdrygnąłem ramionami i wyszedłem z recepcji, uśmiechając się do blondynki szeroko.

PERSPEKTYWA JORDIEGO

    Zostałem wysłany na sprawdzenie pisma każdego faceta w hotelu przez Penelope. Rozumiem, że chce się dowiedzieć, kto to jest, ale bez przesady! To i tak wiadome, że go nie znajdziemy, ale ona się uparła. Byłem już w wielu pokojach, tylko teraz mi został Villa. Ale David? Przecież to jej mąż! Ale jak mus, to mus.
    - Cześć, David  - wszedłem do pokoju. - Masz chwilkę?
    - Mam - odpowiedział cicho. - Coś się stało?
    - Nie, nie - pokręciłem przecząco głową. - Lupe kazała mi sprawdzić pismo każdego faceta w hotelu.
    - Mój też? - uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie z ciekawością w oczach.
    - W razie czego, to nabazgraj coś i będzie po sprawie - podałem mu kartkę oraz długopis. - Swoją drogą, to trochę zabawna historia z tym wielbicielem, nie? Kto w dzisiejszych czasach się w to bawi?
    - Jej się to podoba - odparł i napisał swoje imię i nazwisko na kartce. - Może być?
    - Pewnie, Guaje! Dzięki wielkie - poklepałem go po plecach i w podskokach opuściłem jego pokój.
    Szybko znalazłem przyjaciółkę i przekazałem jej wszystkie kartki, zostawiając samą. Jestem ciekaw, czy kogoś znajdzie!


PERSPEKTYWA LUPE

    Po wykończającym dniu miałam byłam cholernie zmęczona i o niczym innym nie myślałam, niż sen. Moje poszukiwania wielbiciela stanęły w miejscu, więc zaczynałam wątpić w to, czy go kiedykolwiek znajdę. A może sam się znajdzie? Mam taką nadzieję.
    Położyłam się w łóżku obok Davida i próbowałam zasnął, ale jego błądząca ręka po moim ciele kompletnie nie dawała mi zasnąć.
    - Kochanie, śpisz? - wyszeptał mi do ucha. Pokręciłam przecząco głową i odrzuciłam jego rękę z moich piersi. - Nie chcesz?
    - Jak widać nie - warknęłam zła i okryłam się szczelnie kołdrą. - Jestem zmęczona i chcę spać.
    - Albo myślisz o tym tajemniczym wybawicielu - mruknął.
    - To też - odpowiedziałam i przymknęłam oczy w celu ponownego próbowania zaśnięcia.
    - No wiesz co? Jak możesz myśleć o innym facecie, skoro ja jestem obok? Przecież lubisz nasze noce - zaczął wodzić językiem po mojej szyi. - No Lupe..
    - Powiedziałam nie! - walnęłam go w ramię i zakryłam się cała kołdrą.
    Miałam dość jego podchodów i czułych słówek.. W mojej głowie teraz siedział ktoś inny, niż David Villa!

***

Ostatnio jakoś ciężko mi się pisze, ale mam jeszcze dwa rozdziały w zapasie. Postaram się napisać wszystkie rozdziały do końca i będzie po sprawie.
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się nowość na Dudce, ale postaram się jak najszybciej :)


 


piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 20: Tajemniczy wielbiciel.

    Wracając ze śniadania zauważyłam pod drzwiami od naszego pokoju bukiet kolorowych tulipanów, który był zaadresowane do mnie. Były piękne, a ich zapach roznosił się po całym korytarzu. Na karteczce było napisane ''Dla czarującej i pięknej kobiety, Penelope.'' Jedyne, czego brakowało to podpisu, na którym najbardziej mi zależało.
    Wchodząc do pokoju byłam pewna, że kwiaty są od Davida, ale kiedy zobaczyłam jego minę, to wiedziałam, że jednak to nie on. Kwiaty wstawiłam do wazonu z wodą i postanowiłam się przebrać, bo niedługo czeka nas mała impreza, gdzie będziemy świętować wejście do finału.
    - Od kogo masz te kwiaty? - zapytał David, który siedział już przebrany na kanapie. - Cichy wielbiciel?
    -Na to wygląda - uśmiechnęłam się szeroko. - Ale chyba nie jesteś zazdrosny, co?
    - Nie, daj spokój - machnął ręką. - To tylko kwiaty.
    - A może to jednak od ciebie, co? Taki miły gest dla żony.
    - Chciałabyś, Lupe - mruknął i spojrzał na karteczkę, która była przyczepiona do tulipanów. - I to nie moje pismo.
    - Akurat to nie jest problemem - westchnęłam. - Ale w sumie to dobrze, że nie są od ciebie. Komuś się podobam! - dodałam po chwili.
    - A niby mnie się nie podobasz?
    - A podam? - spojrzałam na niego zaciekawiona. A to niespodzianka..
    - Niedoczekanie twoje - warknął cicho. - Idź się przebrać, bo zaraz mamy imprezę.
    - No idę, idę - mruknęłam i weszłam do łazienki.

    W mojej głowie cały czas siedział tajemnicy mężczyzna, który wysłał mi kwiaty. A dziś miałam zamiar się dobrze bawić.. Za kilka dni finał, na który wszyscy tak bardzo czekają. Trenerzy, piłkarze no i oczywiście kibice. A z kim się spotkamy w tym najważniejszym meczu? Oczywiście z Niemcami, to chyba już tradycja. Chcemy z nimi wygrać po raz trzeci i pokazać, że nadal to MY jesteśmy najlepszą drużyną w Europie, ale czas pokaże..
    Chłopaki zaczęli puszczać muzykę i powoli nabierałam ochotę do tańca chociaż nie byłam do tej imprezy przyjaźnie nastawiona. Jesteśmy tutaj po to, by grać, a nie się bawić, ale jeżeli Vincente pozwolił, to powinnam dołączyć do zabawy.
    - A pani dlaczego jeszcze nie na parkiecie? - zagadał do mnie wesoło Silva.
    - Czekam na kogoś - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
    - Zdradzisz mi ktoś jest tym szczęściarzem? Czyżby twój ukochany mąż?
    - Nie! - walnęłam go w ramię. - Czekam na mojego cudownego przyjaciela, która jak zwykle się spóźnia.
    - Wszystko się zgadza, ale ja się nie spóźniam - puścił mi oczko.
    - Ale ja nie czekam na ciebie, tylko na Jordiego - spojrzałam się w stronę Alby, który właśnie skierował się w naszą stronę.
    - Zapraszam panią do tańca - podszedł do mnie przyjaciel i podał mi dłoń. Pomachałam Davidowi na pożegnanie i zaczęłam show razem z Albą.

    Kilkanaście kawałków przetańczyłam z Jordim i szczerze mówiąc, to świetnie się bawiłam. Odkąd Silva wyprowadził się do Manchesteru, to jestem zdana na Albę, który idealnie sprawdza się w roli przyjaciela. Zawsze mnie wysłucha, pomoże, poprawi humor i po prostu jest, kiedy tego potrzebuje.
    - Mogę prosić o jeden taniec? - usłyszałam głos Villi i spojrzałam w tamtą stronę. - Proszę?
    - Lupe, czas zmienić partnera - puścił mi oczko Jordi i oddał w ramiona męża.
    - Już się nauczyłeś tańczyć? - zapytałam z szerokim uśmiechem na ustach i położyłam rękę na ramieniu Davida.
    - Dla ciebie wszystko, kochanie - wyszeptał mi do ucha i przejechał dłonią wzdłuż kręgosłupa. - Jak twój tajemniczy wielbiciel?
    - Nadal pozostał tajemniczym - odparłam smutno.
    - I niech tak pozostanie, bo robię się cholernie zazdrosny o swoją piękność.
    - David, brałeś coś?
    - Nie, a dlaczego pytasz? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
    - Bo jesteś taki miły.. Co zbroiłeś?
    - Nic, naprawdę!
    - No to się cieszę - uśmiechnęłam się lekko i dałam się ponieść muzyce.
    Razem zatańczyliśmy kilka kawałków i postanowiliśmy odpocząć oraz czegoś się napić. Byłam po prostu padnięta, bo David zaczął szaleć, a ja razem z nim!
    - David - mruknęłam cicho. - Chyba musimy wracać do pokoju.
    - Co? Dlaczego?
    - Trochę źle się czuje i w dodatku buty mnie obtarły - skrzywiłam się i spojrzałam na męża. - Zaniesiesz mnie do pokoju?
    - A mam inne wyjście? - zapytał z szerokim uśmiechem. -  Chodź - wziął mnie na ręce i skierował się do naszego pokoju.

    Wzięłam szybki prysznic i położyłam się obok Davida, który leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit z lekkim uśmiechem na ustach. Przytuliłam się do niego i przymknęłam oczy.
    - Chyba za dużo zjadłam i dlatego tak się czuje.
    - Jeśli chcesz, to możesz iść po coś do naszych lekarzy - pogłaskał mnie po głowie. - Ale to pewnie nic poważnego.
    - Też tak myślę, ale chyba już nigdy więcej nie tknę ryb.
    - To będzie ciężko, ponieważ jesteśmy z Hiszpanii, a tam się jada ryby.
    - Niszczysz moje plany w jeden sekundzie, David! - zachichotałam cicho i walnęłam go w ramię. - Mam nadzieje, że bolało - dodałam.
    - Nic nie poczułem - odparł Villa.
    - A teraz? - zaczęłam go coraz mocniej bić. - No ej! Nic nie czujesz?
    - Powiem trenerowi, ze mnie bijesz i nie jestem zdolny do gry! - wyszczerzył się. - Ale idziemy spać, Lupe. Jestem zmęczony, więc dobranoc!
    - Dobranoc, kochaniutki - odpowiedziałam i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.

***

Postanowiłam zmienić portal i niestety zostałam też zmuszona do zmiany adresu, ale amor-juego znaczy miłosna-gra, więc jest podobnie :)

Jeszcze 8 rozdziałów + epilog.. Cieszycie się? :)

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 19: Cała prawda.

PERSPEKTYWA DAVIDA

    Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do restauracji, by zabrać coś do jedzenia dla Lupe i dla mnie. Nie chce nam się za bardzo wychodzić z naszych czterech ścian a bardzo zgłodnieliśmy. Więc ja, jako kochany mąż wyruszyłem na łowy. Kiedy tylko wszedłem to środa, to poczułem na sobie kilkanaście par ciekawskich oczu. Pewnie Wielka Trójca już wszystkim opowiedziała o naszej rzekomej kłótni.    
   Podszedłem do szwedzkiego stołu i zabrałem kilka rzeczy, kiedy podeszli do mnie Pique, Fabregas i Puyol.
    - Przepraszamy.. - zaczął Gerard i podrapał się po głowie. - My nie chcieliśmy ci tego przerywać, ale ona zaczęła płakać i wyglądała na taką przejętą..
    - Właśnie, to nasza wina - kiwał głową Puyol. Jego już na stare lato potrzepało? Rozumiem, że ta dwójka dała się na to nabrać, ale on?
    - Przeproś od nas Lupe - mruknął Cesc.
    - Nie rozmawiamy. To nie jest tylko wasza wina, nie? - uśmiechnąłem się lekko. Szkoda, że nie ma tutaj Lupe! Zsikałaby się ze śmiechu.
    - Ale po części nasza. Trzeba było po prostu przymknąć jadaczkę i po sprawie - powiedział Pique. - Mocno ci się dostało?
    - Rozwodzimy się. Jak przylecimy z Euro, to od razu kierujemy się do sądu.
    - Przykro nam, naprawdę. A gdzie będziesz spał?
    - W naszym pokoju na kanapie albo podłodze. Coś się wymyśli, bo trener nie może wiedzieć - skrzywiłem się.
    - My ci oddamy jedno łóżko! Ja lubię spać z Pique - klepnął mnie w ramie Fabregas.
    - To prawda - pokiwał głową Geri. - Co? Coś ty powiedział? Nie! Ty się wiercisz! - zwrócił się do przyjaciela.
    - Nie zrobisz tego dla Guaje? Widzisz, że smutny jest! I spać nie ma gdzie.
    - Słuchajcie, chłopaki.. - chciałem im już powiedzieć całą prawdę, bo jeszcze trochę a sami się pokłócą. A swoją drogą, to nie wiedziałem, że oni razem śpią. To przecież dorośli faceci!
    - Dobra. David, możesz przenieść swoje rzeczy do nas - uśmiechnął się Pique. - Poradzimy sobie w czwórkę!
    - Ale nie będzie takiej konieczności - westchnąłem.
    - Jak to?
    - Bo ja z Lupe.. My jesteśmy w jak najlepszym relacjach. Chcieliśmy wam trochę utrzeć nosa za te głupie podejrzenia, abyście dali nam spokój.
    - A my chcieliśmy ci pomóc! - tupnął nogą Cesc. - Taki z ciebie kolega?
    - To było dla jaj.
    - Dla jaj, to jest kura z kogutem - odpowiedział mi Puyol i odeszli.
    Czasami naprawdę ich nie rozumiem.. Dziwne te nasze chłopaki z drużyny.

    Wróciłem do pokoju i usiadłem obok Lupe, która leżała już w łóżku i słuchała muzyki. Usiadłem obok niej i położyłem talerz z kanapkami, które zrobiłem w restauracji. Sięgnęła po jedną i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
    - Jak dobrze mieć męża, serio - zachichotała cicho i podniosła się do pozycji siedzącej. - A ty nie jesz?
    - Nie, nie jestem głodny - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Jestem tylko zmęczony.
    - No to szybko zjem i pójdziemy spać, dobrze?
    - Super - uśmiechnąłem się lekko. - Powiedziałem chłopakom prawdę.
    - I jak?
    - Na razie są źli, ale jestem pewien, że im przejdzie. Idę pod prysznic - mruknąłem, wychodząc z łóżka.
    Pod prysznicem spędziłem kilkanaście minut i prawdę mówiąc jestem wykończony. Oczy mi się kleją, nie mam sił, by cokolwiek robić..
    Przebrałem się i wróciłem do sypialni, gdzie Lupe właśnie odkładała talerz na stolik i kierowała się do łóżka. Miała na sobie moją koszulkę i czerwone majtki z głową byka na pupie.
    - Jeszcze nie śpisz? - zapytałem, wchodząc do łóżka. - Jest już naprawdę późno.
    - Późno? Jest dopiero 23.
    - No to jest pora na spanie!
    - Nie przesadzaj, David. Na serio chcesz iść spać? - spojrzała na mnie.
    - Tak. Dobranoc - pocałowałem ją w czoło. - Kocham cię - wyszeptałem i po chwili zasnąłem.

PERSPEKTYWA GERARDA
    Razem z Fabregasem i Carlesem nie mogę uwierzyć, że oni nam to zrobili. Jak mogli nas oszukać w taki sposób? I jak MY mogliśmy się na to nabrać? Słabi z nas detektywi i to bardzo!
    - Ale ten Guaje nas wrobił - usłyszałem głos Cesc'a.
    - Zgadzam się - pokiwałem twierdząco głową.
    - A dajcie już spokój. Było trochę śmiesznie i tyle - mruknął Puyol. - Idę spać, więc przymknijcie te jadaczki.
    - On kompletnie ześwirował. Chce mu to tak szybko wybaczyć? - zapytałem przyjaciela, który leżał na łóżku i wpatrywał się w ekran od laptopa.
    - Może i my też powinniśmy. Jesteśmy na Euro i mamy jeden, wspólny cel.
-     Cesc! Zgłupiałeś do reszty? Villa zrobił z nas debili!
-     Może i nie musiał nic robić? Niepotrzebnie się bawiliśmy w tych detektywów i tyle - odparł Fabregas.
    Z nimi się nie dogadam.. Skoro oni nie chcą się gniewać na Guaje, to ich wybór, ale ja mu nie odpuszczę!

Rozdział 18: Nauczka.

PERSPEKTYWA DAVIDA

    - Posłuchaj mnie, ty durny piłkarzyku! Jestem twoją żoną i musisz mieć do mnie szacunek. Nie toleruje zdrad, a tym bardziej z pokojówkami. Co ty sobie wyobrażasz?
    - Lupe, kochanie..
    - Kochanie? Jak podrywałeś tą lafiryndę, to też byłam twoim kochaniem?
    - Daj mi to wyjaśnić. Ja.. ja - zacząłem się jąkać i przybliżać do niej coraz bardziej. - Kruszynko ty moja..  Nie gniewaj się - chciałem ją pocałować, ale mnie odsunęła i strzeliła mi w twarz.
    - Nigdy więcej nie próbuj tego dobić, ty męska podróbo!
    - Coś ty powiedziała?
    - Nie słyszałeś? Ogłuchłeś nagle?
    - Lupe, nie przesadzaj do cholery! Wracamy do pokoju, już - warknąłem i chwyciłem ją za nadgarstek. - Nie rób scen przy moich kumplach z drużyny.
    - Zostaw mnie! Zostań sobie przy swoich kolegach i nie wracaj do pokoju! - wyrwała rękę z mojej dłoni i ruszyła do naszego pokoju.

    Odwróciłem się do nich przodem i patrzyłem na ich reakcję. Cała trójka, czyli Pique, Fabregas i Puyol mieli zdziwione miny i wyglądali na przerażonych tym, co przed chwilą zobaczyli. Mam nadzieje, że kupili całą tą szopkę, bo należy im się porządna nauczka.
    - O, wow.. To było naprawdę straszne - mruknął Cesc.
    - To normalne, więc nie radzę ci się żenić. Okropna sprawa! Robić to co ona chce, mówić też i jeszcze w dodatku prosić się o seks.
    - Serio? To masz przekichane, stary - klepnął mnie w plecy Puyol. - Jeśli możemy ci jakoś pomóc, to wal śmiało.
    - A niby jak my mu mamy pomóc, co? - zaciekawił się Gerard. - Nie podmienimy Lupe!
    - Ale możecie mnie przed nią kryć, prawda?
    - Przed czym? - zapytał się Fabregas.
    - A bo mam pewną sprawę do załatwienia z inną kobietą.. - mruknąłem cicho. - Ale to głupie, wiem.
    - Jeśli chodzi o te sprawy, to możesz na nasz liczyć - wtrącił się Gerard. - Nie wydamy cię przed Penelope.
- Naprawdę? Nawet nie wiecie jaki będę miał u was dług! - ucieszyłem się ogromnie, że tak szybko się zgodzili.
    - No pewnie, Guaje.
    - To ja już będę leciał. Jeszcze raz wielkie dzięki! - podziękowałem im i odszedłem w stronę pokoi, gdzie skryłem się u Silvy i Jordiego, którzy byli we wszystko wtajemniczeni. Teraz czas na show!

PERSPEKTYWA LUPE
    Kiedy David dał mi znać, że załatwił sprawę z Pique i spółką, to szybko zaczęłam działać. Skierowałam się do ich pokoju i weszłam szybko. Czeka mnie teraz trudna szopka do odegrania.
    - Gdzie on jest? Gdzie on do cholery jest?! - krzyczałam głośno i rozglądałam się po całym pokoju. - No gdzie?
    - Ale kto?
    - Nie udawaj głupiego, Pique! - krzyknęłam. Naprawdę powiedziałam nie udawaj? Przecież jest głupi, jak but! - Więc dalej, mówcie.
    - Ale Lupe, nie denerwuj się. Usiądź, pogramy sobie w Fifę a David sam się znajdzie - próbował mnie uspokoić Puyol. Jakim cudem on się z nimi zadaje? Pique i Fabregas to prawdziwe downy, ale Puyi?
    - Carles, ja muszę teraz z nim porozmawiać. My się strasznie pokłóciliśmy..
    - Tak, słyszeliśmy - wtrącił się Fabregas. - Swoją drogą, to nie wiedziałam, że jesteś taka wybuchowa..
    - Czy ktoś cię prosił o komentowanie, Fabregas? Nie, więc stul dziób i siedź spokojnie!
    - Niepotrzebnie się denerwujesz, Lupe. Chyba nie zamierzasz Davidowi wszystkiego zabraniać? Musi się trochę rozerwać..
    - Wy coś wiecie, prawda? On poszedł do innej? - zrobiłam smutną minkę. Nie wiedziałam, że mam takie zdolności aktorskie. - Naprawdę poszedł sobie do innej kobiety? - próbowałam wymusić płacz, ale było mi trochę ciężko.
    - Tylko nie płacz, ej! - krzyknął Pique i szybko do mnie podszedł. - Zaraz się dowiemy gdzie on jest!
    - Jak? - spojrzałam na nich. Jestem zdziwiona, że tak szybko dali się na to szybko nabrać. A może udają tak samo, jak my?
    - Niczym się nie martw, Lupe. Niedługo się tutaj pojawi - mruknął Carles i chwycił swój telefon. Wyszedł z pokoju i stał na korytarzu kilka minut, a później wrócił. - I sprawa załatwiona.

    Już od pół godziny czekamy a Davida nie ma. Mógłby ruszyć te swoje dupsko i przyleźć, ale nie! Pewnie gra z Silvą i Jordim w te ich durnowate gry. Dlaczego dorośli mężczyźni zachowują się jak przedszkolaki?
    - No i gdzie on jest? - zapytałam, patrząc na Puyola. Zrobił głupkowatą minę i uśmiechnął się do mnie lekko.
    - Przyjdzie, ale musisz być cierpliwa. My, faceci lubimy wytwarzać napięcie.
    - Bo faceci są osobnikami niemyślącymi - westchnęłam i wzięłam do ręki książkę, która leżała na łóżku jedno z nich. - O, biografia Ronaldo? - zapytałam sama siebie.
    - Trzeba znać swojego wroga. Jego wady i zalety - odpowiedział mi Pique. - To norma.
    - Bardzo dziwna norma - przewróciłam oczami i odstawiłam ją na to samo miejsce. - No dalej, gdzie ten Villa?
    - Tutaj jestem! - usłyszałam jego krzyk.
    - Gdzie byłeś, co? - wstałam i szybko do niego podeszłam. Na kołnierzyku miał ślad od czerwonej szminki. Jestem tylko ciekawa jak to zrobili, ale może dla własnego dobra nie będę pytać. - Co to jest?
    - Co? - przeraził się.
    - Jeszcze się pytasz? U jakiej wywłoki byłeś?
    - U nikogo nie byłem i daj mi spokój. Mało ci kłótni?
    - A tobie mało seksu, że latasz po innych? Ty zasrany kutasie! - krzyczałam jak opętana, a Villa o mało nie roześmiał się jak głupi.
    - Nigdzie nie latam.
    - Jasne. Mam ciebie dość. Ciebie, kłótni i teraz tej zdrady. Chcę rozwodu. Teraz!
    - Ale Lupe, nie przesadzaj.. -westchnął i chwycił mnie za dłoń. - Do niczego nie doszło.
    - Zdania nie zmienię - warknęłam i wyszłam. Villa szybko wyszedł za mną i kiedy tylko weszliśmy do siebie to przycisnął mnie do ściany.
    - Byłaś świetna! - pocałował mnie w usta.
    - Ty też, ale skąd masz ten ślad? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
    - Jordi mi zrobił - uśmiechnął się szeroko i przeniósł usta na moją szyję. - Mniam! Kocham zapach twojej skóry.
    - Ale nie gryź jej, ej! - walnęłam go w głowę, jednak nic sobie z tego nie zrobił. A w sumie.. Jego usta mi wcale nie przeszkadzają.

Rozdział 17: Czas na detektywów.

PERSPEKTYWA GERARDA

    Przez ostatnie kilka dni nie mieliśmy czasu, aby przemyśleć sprawę Davida i Lupe, ale skoro oni sami postanowili zrobić wokół siebie szum, to dlaczego teraz nie poszperać? Wczoraj pokłócili się na treningu. Znów o jego nogę, ale tym razem kłótnia była ostrzejsza, bo jego małżonka nocowała u przyjaciół. Podobno biedny Villa przez całą noc czatował pod ich drzwiami. Biedak!
    - Cesc.. - mruknąłem cicho i wpisałem hasło pasujące do krzyżówki. - Mam pomysł.
    - Jaki?
    - Skoro ostatnio nam nie wyszło z podpytaniem u Silvy, to może do Lupe?
    - Myślisz, że coś nam powie? Przecież nie przyzna się, że go kocha od bardzo dawna! - wtrącił się Puyol.
    - I że zniszczyła małżeństwo Pati i Davida - pokiwał głową Fabregas.
    - To macie jakiś inny pomysł? Zawsze możemy ją podpuścić! Ja chcę znać prawdę!
    - W sumie to możemy spróbować - odparł Cesc.
    - Stolica zakochanych? - zapytałem, próbując wpisać jakieś miasto do krzyżówki. Myślałem, myślałem i nic.
    - Paryż, ciemnoto! - odparł Puyol i popatrzył na mnie zdziwiony. - To idziemy, czy będziesz siedział z dupą na kanapie?
    - A nie jest nam potrzebny jakiś plan? - zapytał Fabregas. Kiedy zorientował się, że patrzymy na niego z szerokimi uśmiechami na twarzach, to trochę się zmieszał.
    - Improwizacja, malutki! - krzyknął Carles i ruszył do drzwi.

    Cała nasza trójka wybrała się do pokoju Davida i Lupe. Widzieliśmy jak Villa rozmawia w restauracji z Ikerem, więc będziemy mogli porozmawiać z Lupe na osobności. Zapukaliśmy cicho i jak tylko usłyszeliśmy ''wejść!'', to wpakowaliśmy się do środka. Penelope siedziała przy biurku i pisała coś na swoim laptopie.
    - Co wy tutaj robicie? - spojrzała na nas ze zdziwieniem i przymknęła laptopa. - Coś się stało?
    - Nie - mruknął cicho Francesc.
    - Tak - pokiwałem głową.
    - Niezupełnie - wyjaśnił Puyol i usieliśmy na kanapie. - Mamy dość naszych podchodów i chcemy wiedzieć jak to z wami jest.
    - Z nami? To znaczy z kim?
    - No tobą i Davidem! Od ilu ze sobą jesteście?
    - Czy z wami jest wszystko okej? - roześmiała się głośno. - Prowadzicie śledztwo, czy jak?
    - Tak jakby - odparłem cicho.
    - Dajcie sobie spokój i wracajcie do swoich pokoi - westchnęła i znów otwarła laptopa. - Tracie swój i mój czas.
    - To znaczy, ze nic nam nie powiesz?
    - David to mój mąż i tyle. Nie róbcie wokół tego szumu, bo i tak jest go dużo. Zajmijcie się meczami i poprawie swoją grę, bo ty, Pique popełniasz najwięcej błędów.
    - Do dupy - mruknął Cesc i wstał. - Bądź czujna, bo będziemy węszyć!
    - Tak, tak - machnęła ręką i uśmiechnęła się szeroko.

    Skoro Lupe nie chcę nam powiedzieć, to wypada zapytać jej drugą połówkę, czyli Ville. On już na pewno coś wypapla! Skierowaliśmy się do restauracji, gdzie ostatnio go widzieliśmy. Siedział sam przy stoliku i popijał sok.
    - Cześć, Guaje! - klepnąłem go w plecy i zajęliśmy miejsca przy jego stoliku. - Gdzie Iker?
    - Poszedł porozmawiać z Sarą.
    - A ty nie powinieneś być z Lupe? - zapytał Puyol. David spojrzał się na nas badawczo i uśmiechnął lekko.
    - Co znowu knujecie? Lupe pracuje.
    - Czyli to nie jest jednak big love, co? - mruknął Cesc. - Myśleliśmy, że jednak jakieś uczucie was łączy.
    - Wszyscy wiemy, że myślenie nie jest waszą najlepszą stroną. Proponuje zająć się czymś ważniejszym niż życie osobiste waszego kumpla z drużyny - powiedział nieco poważnie Villa. Wyglądał na zdenerwowanego.
    - Ale.. - już chciałem coś powiedzieć, ale przerwał mi.
    - Nie ma żadnego ale! Jeżeli wam się nudzi, to zajmijcie się oglądaniem naszym przyszłych przeciwników. Może trochę pożytku z tego będzie - mruknął, wstając od stołu i wychodząc z restauracji.
    - Nerwowy jakiś - wzdrygnął ramionami Fabregas. - I w dodatku jakiś niemiły!
    - Wszyscy pogłupieli - mruknąłem i wstałem. - Chodźcie, nie ma sensu dziś z nimi gadać.

PERSPEKTYWA DAVIDA
    Wróciłem do pokoju i położyłem się obok Lupe, która coś czytała. Objąłem ją w pasie i jeździłem ustami po jej szyi, gdzie miała kilka malinek. Chwyciła mnie za dłoń i uśmiechnęła się lekko, odkładając książkę na bok.
    - Przepraszam, Lupe. Gdybym o wszystkim wiedział, to na pewno bym się tak nie zachowywał. Jeszcze raz przepraszam.
    - Nic się nie stało. Nie musisz mnie przepraszać sto razy, bo ja wiem, że jest ci przykro. Ale nie mówmy już o tym, dobrze? - pogłaskała mnie po policzku i przymknęła oczy.
    - Dobrze, jak chcesz - wyszeptałem i przytuliłem ją do siebie. - Dzisiaj było u mnie nasze trio.
    - U mnie też - zachichotała cicho. - Coś sobie ubzdurali i szukają jakiś poszlak, czy coś takiego.
    - Wszędzie muszą być.. Ja to bym im dał porządną nauczkę!
    - A wiesz, że to jest dobry pomysł?
    - Mówisz serio? - spojrzałem na nią z zaciekawieniem. Pokiwała twierdzącą głową i uśmiechnęła się diabelsko.

Rozdział 16: Poznanie prawdy.

    Wczorajszy dzień był wczoraj dla mnie katorgą, jakbym była w jakimś złym śnie. David nie dawał mi spokoju, a Pedro chciał poprzez jeden spacer wedrzeć się do mojego serca. Wiedziałam, że jestem winna kłótni pomiędzy mną a Davidem, ale potrzebowałam trochę samotności.
    Villa właśnie wszedł do pokoju ze złością wypisaną na twarzy. Czułam, że zaraz wybuchnie.
    - Lupe, ja już tak dłużej nie wytrzymam - usłyszałem jego donośny głos. - Co ty sobie wyobrażasz? Nie odzywasz się, ignorujesz mnie! - krzyczał, lecz ja nadal milczałam.
    - Do jasnej cholery! - warknął i kopnął szafkę, z której od razu spadły wszystkie rzeczy.
    Budzik, mój notes i jakieś drobiazgi. Przestraszyłam się i skuliłam na kanapie przypominając sobie sceny z domu. Pamiętam, jak ojciec się wściekał, kiedy coś było nie po jego myśli. Jak bił mamę, która krzyczała i poddawała się jego katorgą, byle tylko nie tknął mnie. Ale on nie potrafił zostawić w spokoju własnej córeczki. I nawet nie wiem co było bardziej bolesne..Patrzenie, jak bije mamę, czy ślady siniaków na moim ciele.
    - David, nie krzycz - wyszeptałam, czując jak łzy zaczynają cieknąć po policzkach.
    Siedziałam skulona, patrząc przez łzy na to, co wyrabia David. Był wściekły i wyładowywał swoją złość na rzeczach, które stały mu na drodze. Nie zwracał uwagi na mnie i moje łzy, więc szybko wstałam i wybiegłam do pokoju dwójki przyjaciół.
    - Lupe, co się stało?  - zapytał z lekkim przerażeniem w głosie Silva.
    - David..On krzyczał i ja sobie wszystko przypomniałam. Ja nie mogłam tam zostać - usiadłam obok Jordiego i przytuliłam się do jego ramion.
    - Spokojnie, kochana. Nie pozwolimy, by cię skrzywdził - powiedział Alba i przytulił mnie jeszcze mocniej.

    Po godzinie uspokoiłam się i spokojnie leżałam na łóżku Silvy, popijając ziołową herbatę, którą chłopacy zamówili mi w hotelowej restauracji. Potrzebowałam trochę odpoczynku i spokoju. Bałam się swojego powrotu do pokoju, więc postanowiłam zostać tutaj z chłopakami.
    Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi i Silva poszedł otworzyć.
    - Jest tutaj Lupe? - usłyszałam głos swojego męża. - Muszę z nią porozmawiać.
    - David, ja nie wiem czy to jest najlepszy pomysł.. Lupe musi odpocząć - Silva odpowiedział stanowczo, chcąc zamknąć przez nim drzwi.
    - Proszę..  Ja chcę ją przeprosić. Zachowałem się jak prawdziwy idiota i muszę to naprawić, rozumiesz?
    - Mogę się jej tylko zapytać, czy chcę się z tobą zobaczyć - mruknął i zamknął drzwi. Usiadł obok mnie na łóżku i pogłaskał mnie po włosach.
    - Słyszałaś?
    - Tak - odpowiedziałam. - Nie chcę z nim rozmawiać, nie teraz.
    - Przekażę mu - posłał mi lekki uśmiech i przykrył kołdrą, szepcząc ''kolorowych snów''.

    Obudziłam się rano i postanowiłam wrócić do siebie, nie budząc chłopaków, którzy gnieździli się na jednym łóżku. Wyszłam z pokoju i przed drzwiami zobaczyłam Davida, siedzącego naprzeciwko z oczami wlepionymi we mnie.
    - Lupe, nareszcie. Czekałem całą noc - szybko wstał i podszedł do mnie. Ruszyłam szybkim krokiem do naszego pokoju i próbowałam nie zwracać na niego uwagi.  - Przepraszam. Ja zachowałem się jak dupek, ale to był ten cały powód do płaczu i uciekania?
    - Nie interesuj się, David. Przez ciebie mam same problemy.
    - Ale możemy o tym porozmawiać, tak? - zapytał, kiedy weszliśmy już do pokoju. Pociągnął mnie za rękę tak, że stałam teraz twarzą do niego. - Muszę znać prawdę.
    - Nic nie musisz! - krzyknęłam.
    - Muszę - powiedział pewnie.
    - Dobra - pokiwałam głową. - Tak bardzo chciałeś wiedzieć, że ojciec mnie bił przez całe życie i każdy krzyk lub agresja przypomina mi tamte chwile? - krzyknęłam, wbiegając do łazienki.

    Zamknęłam się i usiadłam w kącie, zaczynając znów płakać. Nie mogłam wytrzymać i musiałam mu wykrzyczeć całą prawdę, która jest dla mnie bolesna. David by nie odpuścił i doskonale o tym wiedziałam.
    - Lupe, otwórz mi - usłyszałam jego głos. - Porozmawiajmy na spokojnie.
    Nie musiał mnie specjalnie prosić. Podniosłam się i otwarłam, by po chwili wrócić na to samo miejsce. Brunet podszedł do mnie i przygarnął do siebie, przytulając mocno. Głaskał mnie głowie i uspokajał, próbując zatamować moje łzy.
    - Tak bardzo mi przykro z powodu twojego ojca. Gdybym tylko znał prawdę..
    - To nie jest takie łatwe powiedzieć obcemu człowiekowi o takich delikatnych sprawach.. To nie jest takie proste - wymamrotałam. Przytuliłam się mocniej do jego silnych ramionach, które mnie obejmowały.
    - Ja wiem, że jestem tylko obcym facetem z którym pracujesz, ale postarajmy się, abyśmy potrafili żyć ze sobą w zgodzie.
    - Staramy się cały czas i nic nam z tego nie wychodzi, David. Ogarnę się i pójdziemy  na śniadanie, dobrze? - zapytałam i wstałam.
    Spojrzałam w lustro i zobaczyłam zapuchniętą twarz z zaczerwionymi oczyma.
    - Zaczekam w pokoju - pocałował mnie w policzek i wyszedł.

    Na śniadaniu prawie wcale się nie odzywałam. Nie miałam też ochoty jeść, więc popijałam czarną kawę, co chwilę spoglądając na Davida, który również był zamyślony. Trochę się wstydziłam, że zna prawdę i pewnie ma mnie za dziewczynę pochodzącą z patologicznej rodziny. Ale taka jest prawda i w głębi serca pragnęłam, by mnie taką zaakceptował.
    - Lupe, nie jesz nic? Może chociaż trochę musli? - zapytał mnie.
    - A mogę trochę od ciebie?
    - Oczywiście - uśmiechnął się lekko i przysunął mi swoją miseczkę. - Tak sobie pomyślałem, że może wybierzemy się na spacer wieczorem?
    - Chętnie - pogłaskałam go po policzku i zabrałam się za jedzenie.

    Po spacerze z mężem udałam się do pokoju dwójki przyjaciół, którzy grali w gry i co chwilę wybuchali śmiechem. Usiadłam pomiędzy nimi i przytuliłam ich najmocniej jak potrafiłam.
    - Czy Lupe Suarez się uśmiecha? - zapytał Jordi.
    - Lupe Villa. Tak, uśmiecha się - odpowiedziałam.
    - Czym to jest spowodowane, słońce? - tym razem zapytał David.
    - Porozmawiałam z Davidem i powiedziałam mu całą prawdę.
    - To duży krok w przód - zauważył Silva. - I co on na to?
    - Stara się pomóc, ale wiem, że to dla niego również nowa sytuacja. Jeśli chcemy żyć w zgodzie, to musimy się wzajemnie wspierać.
    - Czyli jest wszystko okej? - zapytał Jordi.
    - Jak najbardziej - odpowiedziałam z uśmiechem.