piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 20: Tajemniczy wielbiciel.

    Wracając ze śniadania zauważyłam pod drzwiami od naszego pokoju bukiet kolorowych tulipanów, który był zaadresowane do mnie. Były piękne, a ich zapach roznosił się po całym korytarzu. Na karteczce było napisane ''Dla czarującej i pięknej kobiety, Penelope.'' Jedyne, czego brakowało to podpisu, na którym najbardziej mi zależało.
    Wchodząc do pokoju byłam pewna, że kwiaty są od Davida, ale kiedy zobaczyłam jego minę, to wiedziałam, że jednak to nie on. Kwiaty wstawiłam do wazonu z wodą i postanowiłam się przebrać, bo niedługo czeka nas mała impreza, gdzie będziemy świętować wejście do finału.
    - Od kogo masz te kwiaty? - zapytał David, który siedział już przebrany na kanapie. - Cichy wielbiciel?
    -Na to wygląda - uśmiechnęłam się szeroko. - Ale chyba nie jesteś zazdrosny, co?
    - Nie, daj spokój - machnął ręką. - To tylko kwiaty.
    - A może to jednak od ciebie, co? Taki miły gest dla żony.
    - Chciałabyś, Lupe - mruknął i spojrzał na karteczkę, która była przyczepiona do tulipanów. - I to nie moje pismo.
    - Akurat to nie jest problemem - westchnęłam. - Ale w sumie to dobrze, że nie są od ciebie. Komuś się podobam! - dodałam po chwili.
    - A niby mnie się nie podobasz?
    - A podam? - spojrzałam na niego zaciekawiona. A to niespodzianka..
    - Niedoczekanie twoje - warknął cicho. - Idź się przebrać, bo zaraz mamy imprezę.
    - No idę, idę - mruknęłam i weszłam do łazienki.

    W mojej głowie cały czas siedział tajemnicy mężczyzna, który wysłał mi kwiaty. A dziś miałam zamiar się dobrze bawić.. Za kilka dni finał, na który wszyscy tak bardzo czekają. Trenerzy, piłkarze no i oczywiście kibice. A z kim się spotkamy w tym najważniejszym meczu? Oczywiście z Niemcami, to chyba już tradycja. Chcemy z nimi wygrać po raz trzeci i pokazać, że nadal to MY jesteśmy najlepszą drużyną w Europie, ale czas pokaże..
    Chłopaki zaczęli puszczać muzykę i powoli nabierałam ochotę do tańca chociaż nie byłam do tej imprezy przyjaźnie nastawiona. Jesteśmy tutaj po to, by grać, a nie się bawić, ale jeżeli Vincente pozwolił, to powinnam dołączyć do zabawy.
    - A pani dlaczego jeszcze nie na parkiecie? - zagadał do mnie wesoło Silva.
    - Czekam na kogoś - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
    - Zdradzisz mi ktoś jest tym szczęściarzem? Czyżby twój ukochany mąż?
    - Nie! - walnęłam go w ramię. - Czekam na mojego cudownego przyjaciela, która jak zwykle się spóźnia.
    - Wszystko się zgadza, ale ja się nie spóźniam - puścił mi oczko.
    - Ale ja nie czekam na ciebie, tylko na Jordiego - spojrzałam się w stronę Alby, który właśnie skierował się w naszą stronę.
    - Zapraszam panią do tańca - podszedł do mnie przyjaciel i podał mi dłoń. Pomachałam Davidowi na pożegnanie i zaczęłam show razem z Albą.

    Kilkanaście kawałków przetańczyłam z Jordim i szczerze mówiąc, to świetnie się bawiłam. Odkąd Silva wyprowadził się do Manchesteru, to jestem zdana na Albę, który idealnie sprawdza się w roli przyjaciela. Zawsze mnie wysłucha, pomoże, poprawi humor i po prostu jest, kiedy tego potrzebuje.
    - Mogę prosić o jeden taniec? - usłyszałam głos Villi i spojrzałam w tamtą stronę. - Proszę?
    - Lupe, czas zmienić partnera - puścił mi oczko Jordi i oddał w ramiona męża.
    - Już się nauczyłeś tańczyć? - zapytałam z szerokim uśmiechem na ustach i położyłam rękę na ramieniu Davida.
    - Dla ciebie wszystko, kochanie - wyszeptał mi do ucha i przejechał dłonią wzdłuż kręgosłupa. - Jak twój tajemniczy wielbiciel?
    - Nadal pozostał tajemniczym - odparłam smutno.
    - I niech tak pozostanie, bo robię się cholernie zazdrosny o swoją piękność.
    - David, brałeś coś?
    - Nie, a dlaczego pytasz? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
    - Bo jesteś taki miły.. Co zbroiłeś?
    - Nic, naprawdę!
    - No to się cieszę - uśmiechnęłam się lekko i dałam się ponieść muzyce.
    Razem zatańczyliśmy kilka kawałków i postanowiliśmy odpocząć oraz czegoś się napić. Byłam po prostu padnięta, bo David zaczął szaleć, a ja razem z nim!
    - David - mruknęłam cicho. - Chyba musimy wracać do pokoju.
    - Co? Dlaczego?
    - Trochę źle się czuje i w dodatku buty mnie obtarły - skrzywiłam się i spojrzałam na męża. - Zaniesiesz mnie do pokoju?
    - A mam inne wyjście? - zapytał z szerokim uśmiechem. -  Chodź - wziął mnie na ręce i skierował się do naszego pokoju.

    Wzięłam szybki prysznic i położyłam się obok Davida, który leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit z lekkim uśmiechem na ustach. Przytuliłam się do niego i przymknęłam oczy.
    - Chyba za dużo zjadłam i dlatego tak się czuje.
    - Jeśli chcesz, to możesz iść po coś do naszych lekarzy - pogłaskał mnie po głowie. - Ale to pewnie nic poważnego.
    - Też tak myślę, ale chyba już nigdy więcej nie tknę ryb.
    - To będzie ciężko, ponieważ jesteśmy z Hiszpanii, a tam się jada ryby.
    - Niszczysz moje plany w jeden sekundzie, David! - zachichotałam cicho i walnęłam go w ramię. - Mam nadzieje, że bolało - dodałam.
    - Nic nie poczułem - odparł Villa.
    - A teraz? - zaczęłam go coraz mocniej bić. - No ej! Nic nie czujesz?
    - Powiem trenerowi, ze mnie bijesz i nie jestem zdolny do gry! - wyszczerzył się. - Ale idziemy spać, Lupe. Jestem zmęczony, więc dobranoc!
    - Dobranoc, kochaniutki - odpowiedziałam i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.

***

Postanowiłam zmienić portal i niestety zostałam też zmuszona do zmiany adresu, ale amor-juego znaczy miłosna-gra, więc jest podobnie :)

Jeszcze 8 rozdziałów + epilog.. Cieszycie się? :)

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 19: Cała prawda.

PERSPEKTYWA DAVIDA

    Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do restauracji, by zabrać coś do jedzenia dla Lupe i dla mnie. Nie chce nam się za bardzo wychodzić z naszych czterech ścian a bardzo zgłodnieliśmy. Więc ja, jako kochany mąż wyruszyłem na łowy. Kiedy tylko wszedłem to środa, to poczułem na sobie kilkanaście par ciekawskich oczu. Pewnie Wielka Trójca już wszystkim opowiedziała o naszej rzekomej kłótni.    
   Podszedłem do szwedzkiego stołu i zabrałem kilka rzeczy, kiedy podeszli do mnie Pique, Fabregas i Puyol.
    - Przepraszamy.. - zaczął Gerard i podrapał się po głowie. - My nie chcieliśmy ci tego przerywać, ale ona zaczęła płakać i wyglądała na taką przejętą..
    - Właśnie, to nasza wina - kiwał głową Puyol. Jego już na stare lato potrzepało? Rozumiem, że ta dwójka dała się na to nabrać, ale on?
    - Przeproś od nas Lupe - mruknął Cesc.
    - Nie rozmawiamy. To nie jest tylko wasza wina, nie? - uśmiechnąłem się lekko. Szkoda, że nie ma tutaj Lupe! Zsikałaby się ze śmiechu.
    - Ale po części nasza. Trzeba było po prostu przymknąć jadaczkę i po sprawie - powiedział Pique. - Mocno ci się dostało?
    - Rozwodzimy się. Jak przylecimy z Euro, to od razu kierujemy się do sądu.
    - Przykro nam, naprawdę. A gdzie będziesz spał?
    - W naszym pokoju na kanapie albo podłodze. Coś się wymyśli, bo trener nie może wiedzieć - skrzywiłem się.
    - My ci oddamy jedno łóżko! Ja lubię spać z Pique - klepnął mnie w ramie Fabregas.
    - To prawda - pokiwał głową Geri. - Co? Coś ty powiedział? Nie! Ty się wiercisz! - zwrócił się do przyjaciela.
    - Nie zrobisz tego dla Guaje? Widzisz, że smutny jest! I spać nie ma gdzie.
    - Słuchajcie, chłopaki.. - chciałem im już powiedzieć całą prawdę, bo jeszcze trochę a sami się pokłócą. A swoją drogą, to nie wiedziałem, że oni razem śpią. To przecież dorośli faceci!
    - Dobra. David, możesz przenieść swoje rzeczy do nas - uśmiechnął się Pique. - Poradzimy sobie w czwórkę!
    - Ale nie będzie takiej konieczności - westchnąłem.
    - Jak to?
    - Bo ja z Lupe.. My jesteśmy w jak najlepszym relacjach. Chcieliśmy wam trochę utrzeć nosa za te głupie podejrzenia, abyście dali nam spokój.
    - A my chcieliśmy ci pomóc! - tupnął nogą Cesc. - Taki z ciebie kolega?
    - To było dla jaj.
    - Dla jaj, to jest kura z kogutem - odpowiedział mi Puyol i odeszli.
    Czasami naprawdę ich nie rozumiem.. Dziwne te nasze chłopaki z drużyny.

    Wróciłem do pokoju i usiadłem obok Lupe, która leżała już w łóżku i słuchała muzyki. Usiadłem obok niej i położyłem talerz z kanapkami, które zrobiłem w restauracji. Sięgnęła po jedną i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
    - Jak dobrze mieć męża, serio - zachichotała cicho i podniosła się do pozycji siedzącej. - A ty nie jesz?
    - Nie, nie jestem głodny - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Jestem tylko zmęczony.
    - No to szybko zjem i pójdziemy spać, dobrze?
    - Super - uśmiechnąłem się lekko. - Powiedziałem chłopakom prawdę.
    - I jak?
    - Na razie są źli, ale jestem pewien, że im przejdzie. Idę pod prysznic - mruknąłem, wychodząc z łóżka.
    Pod prysznicem spędziłem kilkanaście minut i prawdę mówiąc jestem wykończony. Oczy mi się kleją, nie mam sił, by cokolwiek robić..
    Przebrałem się i wróciłem do sypialni, gdzie Lupe właśnie odkładała talerz na stolik i kierowała się do łóżka. Miała na sobie moją koszulkę i czerwone majtki z głową byka na pupie.
    - Jeszcze nie śpisz? - zapytałem, wchodząc do łóżka. - Jest już naprawdę późno.
    - Późno? Jest dopiero 23.
    - No to jest pora na spanie!
    - Nie przesadzaj, David. Na serio chcesz iść spać? - spojrzała na mnie.
    - Tak. Dobranoc - pocałowałem ją w czoło. - Kocham cię - wyszeptałem i po chwili zasnąłem.

PERSPEKTYWA GERARDA
    Razem z Fabregasem i Carlesem nie mogę uwierzyć, że oni nam to zrobili. Jak mogli nas oszukać w taki sposób? I jak MY mogliśmy się na to nabrać? Słabi z nas detektywi i to bardzo!
    - Ale ten Guaje nas wrobił - usłyszałem głos Cesc'a.
    - Zgadzam się - pokiwałem twierdząco głową.
    - A dajcie już spokój. Było trochę śmiesznie i tyle - mruknął Puyol. - Idę spać, więc przymknijcie te jadaczki.
    - On kompletnie ześwirował. Chce mu to tak szybko wybaczyć? - zapytałem przyjaciela, który leżał na łóżku i wpatrywał się w ekran od laptopa.
    - Może i my też powinniśmy. Jesteśmy na Euro i mamy jeden, wspólny cel.
-     Cesc! Zgłupiałeś do reszty? Villa zrobił z nas debili!
-     Może i nie musiał nic robić? Niepotrzebnie się bawiliśmy w tych detektywów i tyle - odparł Fabregas.
    Z nimi się nie dogadam.. Skoro oni nie chcą się gniewać na Guaje, to ich wybór, ale ja mu nie odpuszczę!

Rozdział 18: Nauczka.

PERSPEKTYWA DAVIDA

    - Posłuchaj mnie, ty durny piłkarzyku! Jestem twoją żoną i musisz mieć do mnie szacunek. Nie toleruje zdrad, a tym bardziej z pokojówkami. Co ty sobie wyobrażasz?
    - Lupe, kochanie..
    - Kochanie? Jak podrywałeś tą lafiryndę, to też byłam twoim kochaniem?
    - Daj mi to wyjaśnić. Ja.. ja - zacząłem się jąkać i przybliżać do niej coraz bardziej. - Kruszynko ty moja..  Nie gniewaj się - chciałem ją pocałować, ale mnie odsunęła i strzeliła mi w twarz.
    - Nigdy więcej nie próbuj tego dobić, ty męska podróbo!
    - Coś ty powiedziała?
    - Nie słyszałeś? Ogłuchłeś nagle?
    - Lupe, nie przesadzaj do cholery! Wracamy do pokoju, już - warknąłem i chwyciłem ją za nadgarstek. - Nie rób scen przy moich kumplach z drużyny.
    - Zostaw mnie! Zostań sobie przy swoich kolegach i nie wracaj do pokoju! - wyrwała rękę z mojej dłoni i ruszyła do naszego pokoju.

    Odwróciłem się do nich przodem i patrzyłem na ich reakcję. Cała trójka, czyli Pique, Fabregas i Puyol mieli zdziwione miny i wyglądali na przerażonych tym, co przed chwilą zobaczyli. Mam nadzieje, że kupili całą tą szopkę, bo należy im się porządna nauczka.
    - O, wow.. To było naprawdę straszne - mruknął Cesc.
    - To normalne, więc nie radzę ci się żenić. Okropna sprawa! Robić to co ona chce, mówić też i jeszcze w dodatku prosić się o seks.
    - Serio? To masz przekichane, stary - klepnął mnie w plecy Puyol. - Jeśli możemy ci jakoś pomóc, to wal śmiało.
    - A niby jak my mu mamy pomóc, co? - zaciekawił się Gerard. - Nie podmienimy Lupe!
    - Ale możecie mnie przed nią kryć, prawda?
    - Przed czym? - zapytał się Fabregas.
    - A bo mam pewną sprawę do załatwienia z inną kobietą.. - mruknąłem cicho. - Ale to głupie, wiem.
    - Jeśli chodzi o te sprawy, to możesz na nasz liczyć - wtrącił się Gerard. - Nie wydamy cię przed Penelope.
- Naprawdę? Nawet nie wiecie jaki będę miał u was dług! - ucieszyłem się ogromnie, że tak szybko się zgodzili.
    - No pewnie, Guaje.
    - To ja już będę leciał. Jeszcze raz wielkie dzięki! - podziękowałem im i odszedłem w stronę pokoi, gdzie skryłem się u Silvy i Jordiego, którzy byli we wszystko wtajemniczeni. Teraz czas na show!

PERSPEKTYWA LUPE
    Kiedy David dał mi znać, że załatwił sprawę z Pique i spółką, to szybko zaczęłam działać. Skierowałam się do ich pokoju i weszłam szybko. Czeka mnie teraz trudna szopka do odegrania.
    - Gdzie on jest? Gdzie on do cholery jest?! - krzyczałam głośno i rozglądałam się po całym pokoju. - No gdzie?
    - Ale kto?
    - Nie udawaj głupiego, Pique! - krzyknęłam. Naprawdę powiedziałam nie udawaj? Przecież jest głupi, jak but! - Więc dalej, mówcie.
    - Ale Lupe, nie denerwuj się. Usiądź, pogramy sobie w Fifę a David sam się znajdzie - próbował mnie uspokoić Puyol. Jakim cudem on się z nimi zadaje? Pique i Fabregas to prawdziwe downy, ale Puyi?
    - Carles, ja muszę teraz z nim porozmawiać. My się strasznie pokłóciliśmy..
    - Tak, słyszeliśmy - wtrącił się Fabregas. - Swoją drogą, to nie wiedziałam, że jesteś taka wybuchowa..
    - Czy ktoś cię prosił o komentowanie, Fabregas? Nie, więc stul dziób i siedź spokojnie!
    - Niepotrzebnie się denerwujesz, Lupe. Chyba nie zamierzasz Davidowi wszystkiego zabraniać? Musi się trochę rozerwać..
    - Wy coś wiecie, prawda? On poszedł do innej? - zrobiłam smutną minkę. Nie wiedziałam, że mam takie zdolności aktorskie. - Naprawdę poszedł sobie do innej kobiety? - próbowałam wymusić płacz, ale było mi trochę ciężko.
    - Tylko nie płacz, ej! - krzyknął Pique i szybko do mnie podszedł. - Zaraz się dowiemy gdzie on jest!
    - Jak? - spojrzałam na nich. Jestem zdziwiona, że tak szybko dali się na to szybko nabrać. A może udają tak samo, jak my?
    - Niczym się nie martw, Lupe. Niedługo się tutaj pojawi - mruknął Carles i chwycił swój telefon. Wyszedł z pokoju i stał na korytarzu kilka minut, a później wrócił. - I sprawa załatwiona.

    Już od pół godziny czekamy a Davida nie ma. Mógłby ruszyć te swoje dupsko i przyleźć, ale nie! Pewnie gra z Silvą i Jordim w te ich durnowate gry. Dlaczego dorośli mężczyźni zachowują się jak przedszkolaki?
    - No i gdzie on jest? - zapytałam, patrząc na Puyola. Zrobił głupkowatą minę i uśmiechnął się do mnie lekko.
    - Przyjdzie, ale musisz być cierpliwa. My, faceci lubimy wytwarzać napięcie.
    - Bo faceci są osobnikami niemyślącymi - westchnęłam i wzięłam do ręki książkę, która leżała na łóżku jedno z nich. - O, biografia Ronaldo? - zapytałam sama siebie.
    - Trzeba znać swojego wroga. Jego wady i zalety - odpowiedział mi Pique. - To norma.
    - Bardzo dziwna norma - przewróciłam oczami i odstawiłam ją na to samo miejsce. - No dalej, gdzie ten Villa?
    - Tutaj jestem! - usłyszałam jego krzyk.
    - Gdzie byłeś, co? - wstałam i szybko do niego podeszłam. Na kołnierzyku miał ślad od czerwonej szminki. Jestem tylko ciekawa jak to zrobili, ale może dla własnego dobra nie będę pytać. - Co to jest?
    - Co? - przeraził się.
    - Jeszcze się pytasz? U jakiej wywłoki byłeś?
    - U nikogo nie byłem i daj mi spokój. Mało ci kłótni?
    - A tobie mało seksu, że latasz po innych? Ty zasrany kutasie! - krzyczałam jak opętana, a Villa o mało nie roześmiał się jak głupi.
    - Nigdzie nie latam.
    - Jasne. Mam ciebie dość. Ciebie, kłótni i teraz tej zdrady. Chcę rozwodu. Teraz!
    - Ale Lupe, nie przesadzaj.. -westchnął i chwycił mnie za dłoń. - Do niczego nie doszło.
    - Zdania nie zmienię - warknęłam i wyszłam. Villa szybko wyszedł za mną i kiedy tylko weszliśmy do siebie to przycisnął mnie do ściany.
    - Byłaś świetna! - pocałował mnie w usta.
    - Ty też, ale skąd masz ten ślad? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
    - Jordi mi zrobił - uśmiechnął się szeroko i przeniósł usta na moją szyję. - Mniam! Kocham zapach twojej skóry.
    - Ale nie gryź jej, ej! - walnęłam go w głowę, jednak nic sobie z tego nie zrobił. A w sumie.. Jego usta mi wcale nie przeszkadzają.

Rozdział 17: Czas na detektywów.

PERSPEKTYWA GERARDA

    Przez ostatnie kilka dni nie mieliśmy czasu, aby przemyśleć sprawę Davida i Lupe, ale skoro oni sami postanowili zrobić wokół siebie szum, to dlaczego teraz nie poszperać? Wczoraj pokłócili się na treningu. Znów o jego nogę, ale tym razem kłótnia była ostrzejsza, bo jego małżonka nocowała u przyjaciół. Podobno biedny Villa przez całą noc czatował pod ich drzwiami. Biedak!
    - Cesc.. - mruknąłem cicho i wpisałem hasło pasujące do krzyżówki. - Mam pomysł.
    - Jaki?
    - Skoro ostatnio nam nie wyszło z podpytaniem u Silvy, to może do Lupe?
    - Myślisz, że coś nam powie? Przecież nie przyzna się, że go kocha od bardzo dawna! - wtrącił się Puyol.
    - I że zniszczyła małżeństwo Pati i Davida - pokiwał głową Fabregas.
    - To macie jakiś inny pomysł? Zawsze możemy ją podpuścić! Ja chcę znać prawdę!
    - W sumie to możemy spróbować - odparł Cesc.
    - Stolica zakochanych? - zapytałem, próbując wpisać jakieś miasto do krzyżówki. Myślałem, myślałem i nic.
    - Paryż, ciemnoto! - odparł Puyol i popatrzył na mnie zdziwiony. - To idziemy, czy będziesz siedział z dupą na kanapie?
    - A nie jest nam potrzebny jakiś plan? - zapytał Fabregas. Kiedy zorientował się, że patrzymy na niego z szerokimi uśmiechami na twarzach, to trochę się zmieszał.
    - Improwizacja, malutki! - krzyknął Carles i ruszył do drzwi.

    Cała nasza trójka wybrała się do pokoju Davida i Lupe. Widzieliśmy jak Villa rozmawia w restauracji z Ikerem, więc będziemy mogli porozmawiać z Lupe na osobności. Zapukaliśmy cicho i jak tylko usłyszeliśmy ''wejść!'', to wpakowaliśmy się do środka. Penelope siedziała przy biurku i pisała coś na swoim laptopie.
    - Co wy tutaj robicie? - spojrzała na nas ze zdziwieniem i przymknęła laptopa. - Coś się stało?
    - Nie - mruknął cicho Francesc.
    - Tak - pokiwałem głową.
    - Niezupełnie - wyjaśnił Puyol i usieliśmy na kanapie. - Mamy dość naszych podchodów i chcemy wiedzieć jak to z wami jest.
    - Z nami? To znaczy z kim?
    - No tobą i Davidem! Od ilu ze sobą jesteście?
    - Czy z wami jest wszystko okej? - roześmiała się głośno. - Prowadzicie śledztwo, czy jak?
    - Tak jakby - odparłem cicho.
    - Dajcie sobie spokój i wracajcie do swoich pokoi - westchnęła i znów otwarła laptopa. - Tracie swój i mój czas.
    - To znaczy, ze nic nam nie powiesz?
    - David to mój mąż i tyle. Nie róbcie wokół tego szumu, bo i tak jest go dużo. Zajmijcie się meczami i poprawie swoją grę, bo ty, Pique popełniasz najwięcej błędów.
    - Do dupy - mruknął Cesc i wstał. - Bądź czujna, bo będziemy węszyć!
    - Tak, tak - machnęła ręką i uśmiechnęła się szeroko.

    Skoro Lupe nie chcę nam powiedzieć, to wypada zapytać jej drugą połówkę, czyli Ville. On już na pewno coś wypapla! Skierowaliśmy się do restauracji, gdzie ostatnio go widzieliśmy. Siedział sam przy stoliku i popijał sok.
    - Cześć, Guaje! - klepnąłem go w plecy i zajęliśmy miejsca przy jego stoliku. - Gdzie Iker?
    - Poszedł porozmawiać z Sarą.
    - A ty nie powinieneś być z Lupe? - zapytał Puyol. David spojrzał się na nas badawczo i uśmiechnął lekko.
    - Co znowu knujecie? Lupe pracuje.
    - Czyli to nie jest jednak big love, co? - mruknął Cesc. - Myśleliśmy, że jednak jakieś uczucie was łączy.
    - Wszyscy wiemy, że myślenie nie jest waszą najlepszą stroną. Proponuje zająć się czymś ważniejszym niż życie osobiste waszego kumpla z drużyny - powiedział nieco poważnie Villa. Wyglądał na zdenerwowanego.
    - Ale.. - już chciałem coś powiedzieć, ale przerwał mi.
    - Nie ma żadnego ale! Jeżeli wam się nudzi, to zajmijcie się oglądaniem naszym przyszłych przeciwników. Może trochę pożytku z tego będzie - mruknął, wstając od stołu i wychodząc z restauracji.
    - Nerwowy jakiś - wzdrygnął ramionami Fabregas. - I w dodatku jakiś niemiły!
    - Wszyscy pogłupieli - mruknąłem i wstałem. - Chodźcie, nie ma sensu dziś z nimi gadać.

PERSPEKTYWA DAVIDA
    Wróciłem do pokoju i położyłem się obok Lupe, która coś czytała. Objąłem ją w pasie i jeździłem ustami po jej szyi, gdzie miała kilka malinek. Chwyciła mnie za dłoń i uśmiechnęła się lekko, odkładając książkę na bok.
    - Przepraszam, Lupe. Gdybym o wszystkim wiedział, to na pewno bym się tak nie zachowywał. Jeszcze raz przepraszam.
    - Nic się nie stało. Nie musisz mnie przepraszać sto razy, bo ja wiem, że jest ci przykro. Ale nie mówmy już o tym, dobrze? - pogłaskała mnie po policzku i przymknęła oczy.
    - Dobrze, jak chcesz - wyszeptałem i przytuliłem ją do siebie. - Dzisiaj było u mnie nasze trio.
    - U mnie też - zachichotała cicho. - Coś sobie ubzdurali i szukają jakiś poszlak, czy coś takiego.
    - Wszędzie muszą być.. Ja to bym im dał porządną nauczkę!
    - A wiesz, że to jest dobry pomysł?
    - Mówisz serio? - spojrzałem na nią z zaciekawieniem. Pokiwała twierdzącą głową i uśmiechnęła się diabelsko.

Rozdział 16: Poznanie prawdy.

    Wczorajszy dzień był wczoraj dla mnie katorgą, jakbym była w jakimś złym śnie. David nie dawał mi spokoju, a Pedro chciał poprzez jeden spacer wedrzeć się do mojego serca. Wiedziałam, że jestem winna kłótni pomiędzy mną a Davidem, ale potrzebowałam trochę samotności.
    Villa właśnie wszedł do pokoju ze złością wypisaną na twarzy. Czułam, że zaraz wybuchnie.
    - Lupe, ja już tak dłużej nie wytrzymam - usłyszałem jego donośny głos. - Co ty sobie wyobrażasz? Nie odzywasz się, ignorujesz mnie! - krzyczał, lecz ja nadal milczałam.
    - Do jasnej cholery! - warknął i kopnął szafkę, z której od razu spadły wszystkie rzeczy.
    Budzik, mój notes i jakieś drobiazgi. Przestraszyłam się i skuliłam na kanapie przypominając sobie sceny z domu. Pamiętam, jak ojciec się wściekał, kiedy coś było nie po jego myśli. Jak bił mamę, która krzyczała i poddawała się jego katorgą, byle tylko nie tknął mnie. Ale on nie potrafił zostawić w spokoju własnej córeczki. I nawet nie wiem co było bardziej bolesne..Patrzenie, jak bije mamę, czy ślady siniaków na moim ciele.
    - David, nie krzycz - wyszeptałam, czując jak łzy zaczynają cieknąć po policzkach.
    Siedziałam skulona, patrząc przez łzy na to, co wyrabia David. Był wściekły i wyładowywał swoją złość na rzeczach, które stały mu na drodze. Nie zwracał uwagi na mnie i moje łzy, więc szybko wstałam i wybiegłam do pokoju dwójki przyjaciół.
    - Lupe, co się stało?  - zapytał z lekkim przerażeniem w głosie Silva.
    - David..On krzyczał i ja sobie wszystko przypomniałam. Ja nie mogłam tam zostać - usiadłam obok Jordiego i przytuliłam się do jego ramion.
    - Spokojnie, kochana. Nie pozwolimy, by cię skrzywdził - powiedział Alba i przytulił mnie jeszcze mocniej.

    Po godzinie uspokoiłam się i spokojnie leżałam na łóżku Silvy, popijając ziołową herbatę, którą chłopacy zamówili mi w hotelowej restauracji. Potrzebowałam trochę odpoczynku i spokoju. Bałam się swojego powrotu do pokoju, więc postanowiłam zostać tutaj z chłopakami.
    Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi i Silva poszedł otworzyć.
    - Jest tutaj Lupe? - usłyszałam głos swojego męża. - Muszę z nią porozmawiać.
    - David, ja nie wiem czy to jest najlepszy pomysł.. Lupe musi odpocząć - Silva odpowiedział stanowczo, chcąc zamknąć przez nim drzwi.
    - Proszę..  Ja chcę ją przeprosić. Zachowałem się jak prawdziwy idiota i muszę to naprawić, rozumiesz?
    - Mogę się jej tylko zapytać, czy chcę się z tobą zobaczyć - mruknął i zamknął drzwi. Usiadł obok mnie na łóżku i pogłaskał mnie po włosach.
    - Słyszałaś?
    - Tak - odpowiedziałam. - Nie chcę z nim rozmawiać, nie teraz.
    - Przekażę mu - posłał mi lekki uśmiech i przykrył kołdrą, szepcząc ''kolorowych snów''.

    Obudziłam się rano i postanowiłam wrócić do siebie, nie budząc chłopaków, którzy gnieździli się na jednym łóżku. Wyszłam z pokoju i przed drzwiami zobaczyłam Davida, siedzącego naprzeciwko z oczami wlepionymi we mnie.
    - Lupe, nareszcie. Czekałem całą noc - szybko wstał i podszedł do mnie. Ruszyłam szybkim krokiem do naszego pokoju i próbowałam nie zwracać na niego uwagi.  - Przepraszam. Ja zachowałem się jak dupek, ale to był ten cały powód do płaczu i uciekania?
    - Nie interesuj się, David. Przez ciebie mam same problemy.
    - Ale możemy o tym porozmawiać, tak? - zapytał, kiedy weszliśmy już do pokoju. Pociągnął mnie za rękę tak, że stałam teraz twarzą do niego. - Muszę znać prawdę.
    - Nic nie musisz! - krzyknęłam.
    - Muszę - powiedział pewnie.
    - Dobra - pokiwałam głową. - Tak bardzo chciałeś wiedzieć, że ojciec mnie bił przez całe życie i każdy krzyk lub agresja przypomina mi tamte chwile? - krzyknęłam, wbiegając do łazienki.

    Zamknęłam się i usiadłam w kącie, zaczynając znów płakać. Nie mogłam wytrzymać i musiałam mu wykrzyczeć całą prawdę, która jest dla mnie bolesna. David by nie odpuścił i doskonale o tym wiedziałam.
    - Lupe, otwórz mi - usłyszałam jego głos. - Porozmawiajmy na spokojnie.
    Nie musiał mnie specjalnie prosić. Podniosłam się i otwarłam, by po chwili wrócić na to samo miejsce. Brunet podszedł do mnie i przygarnął do siebie, przytulając mocno. Głaskał mnie głowie i uspokajał, próbując zatamować moje łzy.
    - Tak bardzo mi przykro z powodu twojego ojca. Gdybym tylko znał prawdę..
    - To nie jest takie łatwe powiedzieć obcemu człowiekowi o takich delikatnych sprawach.. To nie jest takie proste - wymamrotałam. Przytuliłam się mocniej do jego silnych ramionach, które mnie obejmowały.
    - Ja wiem, że jestem tylko obcym facetem z którym pracujesz, ale postarajmy się, abyśmy potrafili żyć ze sobą w zgodzie.
    - Staramy się cały czas i nic nam z tego nie wychodzi, David. Ogarnę się i pójdziemy  na śniadanie, dobrze? - zapytałam i wstałam.
    Spojrzałam w lustro i zobaczyłam zapuchniętą twarz z zaczerwionymi oczyma.
    - Zaczekam w pokoju - pocałował mnie w policzek i wyszedł.

    Na śniadaniu prawie wcale się nie odzywałam. Nie miałam też ochoty jeść, więc popijałam czarną kawę, co chwilę spoglądając na Davida, który również był zamyślony. Trochę się wstydziłam, że zna prawdę i pewnie ma mnie za dziewczynę pochodzącą z patologicznej rodziny. Ale taka jest prawda i w głębi serca pragnęłam, by mnie taką zaakceptował.
    - Lupe, nie jesz nic? Może chociaż trochę musli? - zapytał mnie.
    - A mogę trochę od ciebie?
    - Oczywiście - uśmiechnął się lekko i przysunął mi swoją miseczkę. - Tak sobie pomyślałem, że może wybierzemy się na spacer wieczorem?
    - Chętnie - pogłaskałam go po policzku i zabrałam się za jedzenie.

    Po spacerze z mężem udałam się do pokoju dwójki przyjaciół, którzy grali w gry i co chwilę wybuchali śmiechem. Usiadłam pomiędzy nimi i przytuliłam ich najmocniej jak potrafiłam.
    - Czy Lupe Suarez się uśmiecha? - zapytał Jordi.
    - Lupe Villa. Tak, uśmiecha się - odpowiedziałam.
    - Czym to jest spowodowane, słońce? - tym razem zapytał David.
    - Porozmawiałam z Davidem i powiedziałam mu całą prawdę.
    - To duży krok w przód - zauważył Silva. - I co on na to?
    - Stara się pomóc, ale wiem, że to dla niego również nowa sytuacja. Jeśli chcemy żyć w zgodzie, to musimy się wzajemnie wspierać.
    - Czyli jest wszystko okej? - zapytał Jordi.
    - Jak najbardziej - odpowiedziałam z uśmiechem.

Rozdział 15: Kolejne złe dni.

PERSPEKTYWA DAVIDA
    Wczorajszy dzień był dla mnie naprawdę ciężki. Kłótnia z Lupe, trening i cisza, która wydawała się najgorszą z tych wszystkich spraw. Nie chciałem się kłócić, ale to wychodziło samo z siebie. Tak po prostu, jak w każdym małżeństwie, nawet tym udawanym.
    Siedziałem sobie w restauracji, popijając sok pomarańczowy z Xavim oraz Iniestą, gdy usłyszałem znany mi śmiech. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem moją żonę, która uśmiechała się słodko do Pedro i coś mu tłumaczyła. Usiedli obok nas i zamówili po czymś do picia.
    - Dobrze ci szło na treningu, Pedro - mówiła głośno, patrząc mu w oczy. - Sądzę, że nadszedł właśnie twój czas.
    - Tak sądzisz? Bo ja bym bardzo chciał, aby trener mnie wreszcie zauważył, aby wiedział, że zawsze może na mnie liczyć, bo jestem gotowy.
    - On o tym wie - odpowiedziała spokojnie, spoglądając w moją stronę.
    - Wybierzemy się dziś na spacer po okolicy? Może wieczorem? - zapytał.
    - Bardzo chętnie - odpowiedziała z uśmiechem na ustach. - Przyda mi się spacer, zwłaszcza z kimś normalnym w tym otoczeniu.
    Pedro zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie.
    Ukuło mnie trochę w sercu.. Stałem się zazdrosny, że Lupe woli jego, że traktuje mnie jak kogoś obcego. Obserwowałem ich cały czas, zupełnie nie zwracając uwagi na moich kolegów obok. Czułem, że wszystko się we mnie gotuje, że jeszcze trochę a nie wytrzymam i zabiorę, co moje. Ale doskonale zdaje sobie sprawę, że ta kobieta do mnie nie należy.
    - Ładnie wyglądasz, Lupe - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Pedro, który podrywał moją żonę.
    A ja byłem obok i nie mogłem nic zrobić, kompletnie nic..
    - Przestań, Pedro. To mnie zawstydza - mruknęła, lekko się rumieniąc.
    - Dlaczego? Przecież masz męża, który na pewno ci to powtarza.
    - Właśnie dlatego, że mam, Pedro. Porozmawiamy o tym wieczorem, dobrze? - uśmiechnęła się lekko i złapała jego dłoń. - To do później - wstała i wyszła z restauracji, nie obdarzając mnie ani jednym spojrzeniem.
    Czułem się zdradzony chociaż tak naprawdę nic takiego nie robili. To była tylko rozmowa, która tak bardzo mnie zdenerwowała. Spojrzałem gniewnie na Pedro i wyszedłem.

    Wszedłem do pokoju i spojrzałem na Lupe, która stała przed lustrem i poprawiała sobie włosy. Znów nawet nie obdarzyła mnie spojrzeniem i chciała wejść do łazienki, ale zatrzymały ją moje słowa.
    - Co to ma znaczyć, Lupe? - zapytałem ze złością w głosie.
    Złością i zazdrością.
    - Co takiego?
    - Nie udawaj głupiej! - krzyknąłem.
    Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.
    - David, uspokój się. Ja z nim tylko rozmawiałam, a tego mi chyba nie zabronisz?
    - I umówiłaś się przy okazji na spacer!
    - Nie pozwalaj sobie za wiele. Dobrze wiesz, że jestem z tobą z przymusu. Niczego tak bardzo nie żałuje, jak tamtej nocy w Las Vegas - powiedziała głośno i wyraźnie, jakby chciała zadać mi większy ból, który odczuwałem coraz bardziej.
    - Rozumiem. Jednak póki jesteś moją żoną, to zachowuj się normalnie. I mam tego dość - wyszedłem, trzaskając drzwiami.
    Miałem nadzieje, że Pedro jest jeszcze w restauracji, więc tam skierowałem swoje kroki. Siedział dokładnie tam, gdzie zostawiła go Lupe z durnym uśmieszkiem na ustach.
    - Musimy pogadać - usiadłem naprzeciwko niego i rzuciłem oschle.
    - O czym?
    - O Lupe, mojej żonie - ostatnie dwa słowa zaakcentowałem. - Mojej żonie, którą podrywasz.
    - Stary, coś ci się chyba poprzewracało w mózgu. Nawet rozmawiać nie można?
    - Tak. I umawiać się na spacery też nie, więc daruj sobie - powiedziałem ostro.
    - Ona nie jest twoim niewolnikiem, David. A tak na marginesie, to cię nie kocha - uśmiechnął się lekko i przyjrzał się mojej reakcji.
    - Może i nie kocha, ale zrobię wszystko, by nie pokochała ciebie - warknąłem, wstając.
    - Nie bądź tego taki pewien - usłyszałem jego głos.
    Odwróciłem się i przycisnąłem go do ściany.
    - Powiedziałem, że masz ją zostać w spokoju! - moja pięść zmierzała w stronę jego twarzy, kiedy usłyszałem krzyk Lupe.
    - David, zostaw go! David!
    - Przyleciałaś go uratować? - puściłem go i spojrzałem na nią.
    - Nie chcę mi się z tobą gadać - mruknęła cicho i podeszła do Pedro, który trzymał się szyję.
    Ja wyszedłem bez słowa i ruszyłem do pokoju. Potrzebny mi jest szybki prysznic.

    Następnego dnia czeka nas mecz o finał z Portugalią, która prezentuje wysoki poziom na aktualnym turnieju. Mają dobry zespół i naprawdę jest się czego obawiać, ale wiemy jedno - jesteśmy od nich lepsi, musimy tylko poprawić skuteczność.
    Mecz toczył się pod nasze dyktando jednak żadna ze stron nie potrafiła strzelić jednego, zwycięskiego gola. Nie wychodzi mi, ani Torresowi, który naprawdę się starał. Chciał pokazać swoją wartość i podziękować trenerowi za szansę. Po przerwie również nam nie szło i trener zarządził, że schodzę. Fakt, że ten mecz nie był najlepszy w moim wykonaniu, ale nic więcej nie mogłem zrobić.
    Usiadłem obok Lupe, która ignorowała mnie od wczorajszego dnia. Nie odzywała się, spała na kanapie i spędzała coraz więcej czasu z Pedro.
    - Przepraszałem cię milion razy, Lupe. Mogłabyś już dać na luz? - zapytałem z lekką nadzieją w głosie.
    Naprawdę chciałem usłyszeć jej melodyjny głos. Jednak odpowiedziała mi cisza.
    - David, to był dobry mecz - podszedł do mnie trener i poklepał po plecach. - Trzeba tylko poćwiczyć celność.
    - Wiem, wiem - mruknąłem tylko i sięgnąłem po bidon. - Nie moglem bez ciebie zasnąć - skierowałem swoje słowa do Lupe.
    Rozległ się wrzask na trybunach, co dało znak, że strzeliliśmy gola. Brawo, Torres!
    - No i wygraliśmy grupę - usłyszałem głos trenera i uśmiechnąłem się pod nosem.
    - Nie bądź taka, proszę! Obiecuje, że to już się więcej nie powtórzy, tylko się odezwij. Lupe, proszę - próbowałem ją przekonać do wypowiedzenia chociaż jednego słowa, ale milczała jak zaklęta.
    Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla nas i mogliśmy spokojnie czekać na naszego kolejnego rywala.

Rozdział 14: Złość piękności szkodzi.

Obudziłam się koło piątej rano i nie mogłam ponownie zasnąć. Kręciłam się, próbowałam liczyć owieczki, ale to nic nie dawało. Zaczęłam się bawić włosami Davida i wpadłam na pomysł, aby go obudzić. Wiedziałam, że będzie wściekły, bo należy do śpiochów, ale skoro i tak jest na mnie zły, to mogę sobie na to pozwolić. Zaczęłam bawić się jego przecinkiem, co przyniosło skutek, bo mój mąż zaczął się kręcić i machał rękoma. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam mu dmuchać w twarz, co go zupełnie rozbudziło.
    Otworzył szeroko oczy i patrzył na mnie zaskoczony.
    - Co ty robisz? - mruknął tylko i przykrył się szczelnie kołdrą. - Chcę spać, bo jest.. - spojrzał się na zegarek, który leżał na szafce nocnej. - Szósta rano!
    - Ale ja nie mogę spać!
    - A to już nie mój problem - odparł spokojnie i odwrócił się do mnie plecami.
    - David! Nie możesz mi tego zrobić! - próbował ściągnąć z niego kołdrę, ale mocno ją trzymał. - No David!
    - Nie drzyj się, bo wszyscy jeszcze śpią. Jesteś dużą dziewczynką i dasz sobie radę, Lupe.
    - Robisz to specjalnie - prychnęłam pod nosem i położyłam się na swoje miejsce. - Jesteś zły o wczoraj.
    - A dziwisz mi się? To co wczoraj zrobiłaś było perfidne. Jak mogłaś w ogóle na coś takiego wpaść?
    - A co ja jestem? Lalka do dmuchania?
    - Ty to powiedziałaś - mruknął cicho.
    - Mogłeś chociaż zaprzeczyć!
    - Chcę spać, Lupe! - krzyknął wściekły i nastała cisza.
    Przez kilka minut próbowałam się nie odzywać, ale nie miałam co ze sobą zrobić. Położyłam się na Davida i znów go budziłam. Zwalił mnie z siebie i w jednej chwili znalazł się na mnie, trzymając moje ręce.
    - Ty mi nie dasz spać, co? - wyszeptał do mojego ucha.    
    - Nie - pokręciłam głową i uśmiechnęłam się słodko.
    - Oj, Lupe, Lupe - westchnął tylko i wrócił na swoje miejsce.

    Po tej nieprzespanej nocy jestem jakaś nie do życia.. Jedyne czego mi teraz potrzeba, to prysznic, który musi mnie orzeźwić, jakoś przywrócić do życia. Sięgnęłam po ręcznik oraz swój żel pod prysznic i ruszyłam do łazienki, ale tuż przede mną stanął David z swoim głupkowatym uśmieszkiem na ustach.
    - Przepraszam cię, kotku, ale muszę szybko pod prysznic - powiedział szybko i wszedł do łazienki, zamykając mi przed nosem drzwi.
    - David! Ja się śpieszę! - krzyknęłam, próbując otworzyć drzwi, ale się zamknął. - David, do cholery!
    - Trochę prywatności, Lupe! - usłyszałam jego krzyk i z głośnym westchnięciem usiadłam na fotelu, czekając aż wyjdzie.
    David wyszedł dokładnie po dwudziestu dziewięciu minutach z szerokim uśmiechem na twarzy.
    - Dłużej się nie dało?
    - Śpieszy ci się gdzieś? - zapytał, zdejmując z siebie ręcznik. - Śniadanie jest dopiero za pół godziny.
    - Doskonale wiesz, że dziś idę na konferencję, to musisz mi robić na złość! Ale zobaczymy, czy będziesz taki mądry na treningu! - trzasnęłam drzwiami i zniknęłam w łazience.

    Rozmawiałam sobie z Jordim, kiedy poczułam coś mokrego na mojej granatowej spódniczce. Odskoczyłam od stołu i spojrzałam na przerażonego Davida, który wlepił swoje oczęta w moją sylwetkę.
    - Lupe, przepraszam. Tak mi przykro..
    - Nie, David.. - pokręciłam głową. - Tobie wcale nie jest przykro, bo od samego rana robisz mi na złość!
    - Myślisz, że ja to wszystko specjalnie robię?
    - Dokładnie tak - mruknęłam i skierowałam się w stronę łazienki.
    Stanęłam przy umywalce i próbowałam zmyć plamę kawy. Jeżeli mi się to nie uda, to dzisiejsza konferencja stoi pod znakiem zapytania..
    - Ja naprawdę przepraszam - w łazience pojawił się David, który znalazł się obok mnie i próbował mi pomagać, ale mnie doprowadzało to do jeszcze większego szału.
    - Do damska łazienka.
    - Teraz się będziesz wściekać? Nie zrobiłem tego specjalnie!
    - Zrobiłeś, David. Mógłbyś się chociaż przyznać - spojrzałam prosto w jego oczy.
     Uśmiechnął się do mnie lekko i objął mnie w tali.
     - No dobra, to prawda.
    - Więc do zobaczenia na treningu, Villa! - wyrwałam się z jego uścisku i zrobiłam kilka kroków w przód.
    - Kochanie..
    - Nie mów tak do mnie - powiedziałam na odchodne i wyszłam, kierując się do pokoju w celu przebrania się w coś czystego.

    Dostałam konkretny ochrzan za to, że nie uważam na to, co się dzieje wokół mnie. Trener uznał, że to moja wina, iż nie mogłam pojawić się na konferencji i powiedział, że sprawy prywatne zastawiamy w pokoju i nie powinnam kłócić się z mężem na oczach wszystkich zawodników. Postanowiłam się zemścić na Davidzie, a biorąc pod uwagę to, że jestem trenerem, to nic trudnego!
    - 20 kółeczek, wszyscy! - krzyknęłam i wlepiłam swój wzrok w Davida, który nawet nie ruszył z miejsca. - Villa, ty 30!
    - Żartujesz sobie, Lupe?
    - Pani trener, a nie Lupe - powiedziałam dumnie i uśmiechnęłam się szeroko do przebiegającego obok Pedro.
    David pokręcił głową z niedowierzaniem i zaczął biec.
    Poczekałam dobre dwadzieścia minut zanim zdyszani stanęli obok mnie i wszyscy rzucili się na swoje bidony. David spojrzał na mnie podejrzanie i wyciągnął rękę po swój, który trzymałam w swojej dłoni.
    - Niestety wszystko wypiłam - uśmiechnęłam się słodko i położyłam bidon na jednym z krzesełek przy linii bocznej.
    - Lupe, jak możesz? - warknął w moją stronę i podszedł zbyt blisko mnie.
    - Po pierwsze, to odsuń się. Po drugie, to już ci mówiłam, ale masz się do mnie zwracać pani trener, a po trzecie, to chyba mam prawo napić się z bidonu męża?
    - A pani trener nie posiada swojego? - zapytał, odbiegając w stronę kolegów z drużyny.
    Z triumfalnym uśmiechem na ustach podeszłam bliżej nich i zaczęłam pokazywać ćwiczenia na rozgrzewkę. Później wzięłam napastników i ćwiczyłam z nimi strzały z karnych oraz kilka sytuacji z rzutów rożnych, co nie jest naszą najlepszą stroną.
    - David, weź się do roboty! Co ty sobie wyobrażasz?
    - Jestem zmęczony, daj chwilę przerwy - wysapał.
    - Skoro jesteś taki zmęczony, to Fernando zastąpi cię w kolejnym meczu. W sumie, to ćwiczy i stara się bardziej od ciebie, Villa! - krzyknęłam zła i kopnęłam mocno piłkę.
    - Nie! Ja już idę strzelać!
    Przystanęłam na chwilę i przyglądałam im się uważnie.. Tutaj wszystko wyglądało idealnie i nie miałam powodów do zmartwień, ale dlaczego mam takie dziwne przeczucia?
    - Dobra, koniec! - krzyknęłam i skierowałam się w stronę szatni.

    Weszłam do pokoju, gdzie na łóżku leżał David i czytał jakąś książkę. Spojrzał na mnie tylko i nic nie powiedział. Pewnie jest obrażony, więc mam go gdzieś.
     Zostawiam torbę i wybywam do pokoju obok.






Rozdział 13: Przemyślenia Davida.

PERSPEKTYWA DAVIDA
    Po przemyśleniu sobie wszystkich swoich uczuć doszedłem do wniosku, że nie mam szans u Penelope. Przyznaję, że z początku robiłem jej na złość i chodziło o seks, ale ona naprawdę jest moją żoną i chcę z nią być. Tylko pojawił się jeden problem - ona nie chcę.
    - David, o czym tak myslisz? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Ikera, który usiadł obok mnie.
    - A tak sobie, o głupotach - uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na przyjaciela. - Kobiety są takie skomplikowane.
    - Czyli chodzi o Lupe?
    - Tak. Mam dość ciągłego gadania, że chcę rozwodu. Jej się wszystko nie podoba - westchnąłem.
    - Dziwisz się jej? Wiesz, że wasz ślub nic dla niej nie znaczy i tutaj tylko gracie.
    - I dla mnie to też powinno mieć takie znaczenie.
    - A nie ma? David, ty coś do niej czujesz? - spytał Iker.
    - Sam już nie wiem, co czuje. Przeżyłem już jedno rozstanie i nie chce się pakować w następne. Nie mogę nic do niej czuć, rozumiesz?
    - Nie możesz pozwolić by małżeństwo z Patricią wpływało na całe twoje życie. Rozmawiałeś z Penelope?
    - Tak - skinąłem głową. - Nie chce mieć męża piłkarza i zupełnie nic do mnie nie czuje.
    - Przykro mi, stary.
    - A mnie nie. Mam dość tego ciągłego jej narzekania i odmawiania mi zbliżenia do siebie. Jeśli chcę to zostawię ją w spokoju i nawet dam ten rozwód. Dziś, jutro lub po Euro.
    - I jesteś tego pewien?
    - Jak niczego innego - odparłem. - Dzięki, za rozmowę, ale idę do siebie.
    - Trzymaj się! - krzyknął jeszcze na zakończenie.

    Wszedłem do pokoju, gdzie na łóżku siedziała Lupe i pisała coś na laptopie. Co chwilę rzucała mi dziwne spojrzenia, ale nie odezwała się ani jednym słowem. Nie mam pojęcia o co jej chodzi, ale na pewno nic dobrego z tego nie wyjdzie. Mam tylko nadzieję, że wczoraj już spała i nie usłyszała mojego krótkiego wyznania lub też mojej rozmowy z Ikerem, bo lubi się kręcić po hotelowych korytarzach.
    - Powiesz mi w końcu o co chodzi, czy mam zgadywać? - zapytałem, lekko podirytowany.
    - Nie chcę mi się gadać.
    - Bo?
    - Daj mi spokój, David. Mam naprawdę dużo pracy a ty non stop gadasz. Mógłbyś się na chwilę przymknąć?
    - A może troszkę grzeczniej, co? Jestem twoim mężem i masz się do mnie normalnie odzywać - powiedziałem stanowczo i usiadłem obok niej na łóżku.
    - Na razie jestem grzeczna, więc nie denerwuj mnie jeszcze bardziej zanim zrobię się nie do zniesienia - ostrzegła ostro.
    - Nie wiedziałem, że twoją pracą jest pisanie byle czego w Wordzie. A może jednak o co coś ci chodzi?
    - Ktoś ci pozwolił patrzeć? Nie, więc bierz swoje szanowne cztery litery z tego łóżka i wyjdź!
    - Nie możesz mnie wyganiać z własnego pokoju.
    - To ja wyjdę - mruknęła tylko i udała się w stronę łazienki.
    Ja już naprawdę nie wiem o co jej chodzi. A może dostała okres i świruje? Tak, to jest bardzo realne.

    Minęła godzina, może więcej zanim Lupe wyszła z łazienki. Przemyślałem sobie wszystko i postanowiłem ją przeprosić. Musimy razem przetrwać ten czas, kiedy tu jesteśmy. Później każde pójdzie w swoją stronę i o sobie zapomnimy.
    - Przepraszam, Lupe. Nie powinienem tak się wszystkiego wypytywać.
    - A ja tak krzyczeć. Nie potrzebnie sprawiamy sobie problemy. A jesteśmy w pracy i powinniśmy zachowywać się normalnie - uśmiechnąłem się lekko.
    - Musimy zająć się pracą a nie naszym udawanym związkiem - mruknęła cicho.
    Nie odpowiedziałem nic, tylko podszedłem bliżej. Objąłem ją ramionami i przygarnąłem do siebie, całując w czoło.
    - A może zajmiemy się czymś przyjemniejszym? - wyszeptałem jej do ucha.
    Spojrzała na mnie zaciekawiona, z tym charakterystycznym dla siebie uśmieszkiem na ustach.
    - Może - musnęła moje usta swoimi.
    Objąłem ją w pasie i przeniosłem na łóżku, cały czas ją całując. Lupe pozbyła się mojej koszulki i przejechała po mojej klatce piersiowej, uśmiechając się przy tym słodko. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku, cały czas zajmując się swoimi ciałami. Po chwili jednak Penelope odsunęła się ode mnie i spojrzała w moje oczy.
    - Właśnie mi się przypomniało, że mam coś do załatwienia z chłopakami. Mogę wrócić późno, więc miłej nocy, kochanie - pocałowała mnie w policzek i ruszyła do drzwi.
    - Zrobiłaś do specjalnie.
    - Takie są kobiety, Villa - odpowiedziała i wyszła.
    Zostawiła mnie samego, rozpalonego w pokoju. Te baby są naprawdę okropne! I na pewno tak tego nie zostawię.

Rozdział 12: Kilka ważnych słów..

W grupie zajęliśmy pierwsze miejsce i za chwilę w 1/8 finału zmierzymy się z silną Szwecją. Wszyscy się ich obawiamy, a najbardziej Zlatana, który strzelanie bramek ma we krwi. Na szczęście u nas też jeż taki ktoś - David Villa. Czuję się dumna, jak widzę go na bosku. Tak bardzo się stara.
    Właśnie rozpoczęła się pierwsza połowa. Oglądam mecz z hotelowego pokoju, bo trochę źle się czuje. Trener dał mi wolne i musiałam zostać w łóżku. Nie pamiętam kiedy zasnęłam, ale gdy się obudziłam, to leciał właśnie wywiad z moim mężem.
    Spocony i lekko speszony opowiadał o meczu z przejęciem.
    - Komu dedykujesz jedynego gola w meczu, David? - zapytała Sara Carbonero.
    - Mojej żonie, która leży chora w hotelowym pokoju, ale na pewno nas ogląda - uśmiechnął się szeroko.
    - No właśnie. Wasze małżeństwo to wielki szok dla wszystkich. Jak to się stało?
    - Uwierz, że dla nas to też wielki szok, ale jesteśmy szczęśliwi i tylko to się liczy.
    - Wstawiłeś na Twittera bardzo interesujące zdjęcie. Jak zareagowała twoja żona? - znów usłyszałam głos Sary.
    - Nie była zadowolona - zaśmiał się cicho. - Ale kobiety już takie są.
    - Czyli pogodziłeś się już z utratą Patricii Gonzalez i córeczek?
    - To nie jest dobry temat do rozmów - z jego twarzy znikł ten szeroki uśmiech. - Teraz liczy się tylko Penelope i moje córki. Dziękuję za wywiad, ale śpieszę się - powiedział szybko i w telewizorze zobaczyłam oddalającą się jego sylwetkę.

    Postanowiłam poczekać na Davida i próbowałam zająć się czymś przez ten czas. Jednak każda moja myśl wracała do niego i jego słów. Wiedziałam, że kłamał i mówił to, co powinien, ale ja sama zaczynałam wątpić w swoje uczucia. Villa jest przystojnym facetem ze szczególnym charakterem. Potrafi żartować, dokuczać innym, ale jest też bardzo opiekuńczy, pomocny.
    Moje myśli przerwał wchodzący do pokoju David z szerokim uśmiechem na twarzy.
    - Oglądałaś mecz?
    - Zasnęłam - uśmiechnęłam się przepraszająco i poklepałam miejsce obok siebie. Mój mąż od razu do mnie podszedł i przytulił mocno. - Ale wywiad widziałam.
    - Ale gorączki już chyba nie masz - dotknął moje czoło. - A wywiad? Daj spokój.
    - Dlaczego? Sara była bardzo dociekliwa - pogłaskałam go po policzku. - A ty wypowiadałeś się o mnie bardzo pozytywnie.
    - Nie mam powodów aby wypowiadać się inaczej, Lupe.
    - Już zapomniałeś co odwaliłam przy twoich rodzicach? - zapytałam ze zdziwieniem.
    - Chciałaś się odegrać, więc już ci wybaczyłem.
    - David, a ty tęsknisz za Patricią? Pamiętam jak zawsze opowiadałeś o swoim małżeństwie i dzieciach. Wyglądałeś na naprawdę szczęśliwego faceta.
    - I taki byłem - mruknął cicho i spojrzał na ramkę ze zdjęciem stającym na szafce nocnej. - Dziewczynki są dla mnie wszystkim, a Pati przestała istnieć. Dlaczego o to pytasz?
    - Bo chcę po prostu wiedzieć czy jestem dla ciebie kobietą, czy kaprysem.
    - Jakim kaprysem, Lupe? - spojrzał w moje oczy. - Lepiej opowiedz mi coś o sobie, bo wiem mało. Jakoś na poprzednich zgrupowaniach nie byliśmy blisko.
    - Bo trzymam się Jordim i Silvą, którzy wiedzą o mnie wszystko. Od zawsze chciałam pracować z piłkarzami i mama spełniła moje marzenie, pracując i zarabiając na studia.
    - Nie przyjechała na odwiedziny - zauważył David. - Dlaczego?
    - Niestety nie dostała wolnego, ale wie o tobie i stwierdziła, że jesteś idealnym kandydatem na ojca moich dzieci - uśmiechnęłam się szeroko.
    - Serio? Tak powiedziała? - zaśmiał się głośno i pocałował mnie w usta. - A kto wie..Może nim zostanę?
    - A chciałbyś?
    - To zależy od ciebie - potarł swój nos o mój. - Pociągasz mnie i jesteś moją żoną..
    - Ty coś do mnie czujesz? - zapytałam, oddychając szybko.
    - A ty?
    - Odpowiedz, David!
    - Wolę robić coś innego - położył się na mnie i zaczął mnie całować.

     Jego usta delikatnie musnęły moją szyję, powoli schodząc w dół. David szybko pozbył się swoich jak i moich ciuchów. Nie mam nic przeciwko, nawet nie protestuje. Jego pewnie dłonie błądziły po moich plecach aż w końcu napotkały przeszkodę - zapięcie od mojego stanika. Jednym ruchem pozbył się górnej części mojej bielizny i przeniósł swoje usta na piersi. Jęknęłam cicho, kiedy przygryzł mój sutek i gładził dłonią moje odkryte udo. Spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się figlarnie, by po chwili znów obdarzyć moje usta namiętnym pocałunkiem. Teraz to ja postanowiłam trochę górować i usiadłam na nim okrakiem. Zaczęłam jeździć dłońmi po jego klatce piersiowej i przygryzać zmysłowo wargę. Językiem zjechałam od szyi aż do bokserek kręta drogą budząc w Davidzie coraz większe porządnie. Nie wytrzymał i tym razem to on leżał na mnie i ściągał mi zębami majtki, by po chwili rzucić je w jakiś kąt pokoju. Wszedł we mnie jednym ruchem i zaczął poruszać się rytmicznie. Z moich ust wydobywały się głośne jęki i krzyki, które próbował zagłuszać pocałunkami. Wykonał ostatni raz i staliśmy się jednością, sapiąc szybko. Villa opadł na miejsce obok i przygranął mnie do siebie.
    Spojrzałam w jego brązowe tęczówki i nie mogłam dalej go okłamywać, że coś z tego wyjdzie. Ja naprawdę nic do niego nie czuje i co najważniejsze - nie chcę poczuć. Nie tak wyobrażam własne życie u boku piłkarza.
    - David.. - mruknęłam cicho i uśmiechnęłam się lekko. - Ja nie chcę cię okłamywać i muszę ci powiedzieć, że nic z tego nie wyjdzie..
    - Nie musisz tego mówić.
    - Nie chcę abyś był zły, Villa. Nie chcę cię ranić, a wiem, że jeżeli dam ci nadzieję to tak będzie. A ja nie chce by moje życie tak wyglądało.
    - Niby jak? - prychnął zły.
    - Moim mężem nie może być piłkarz. Po pracy chcę wracać do zwykłego faceta, a nie kogoś z kim pracuje, David. A poza tym, to ty i ja, to zupełna porażka.
    - Spoko - mruknął po chwili i objął mnie w talii. - Idziemy spać. Dobranoc - pocałował mnie w policzek.
    Próbowałam zasnąć, ale cały czas myślałam, czy dobrze powiedziałam. Po chwili poczułam dłoń na swoim policzku i postanowiłam udać, że śpię.
    - Muszę ci to powiedzieć, Lupe. Dla mnie nie jesteś zwykłą panią trener, jesteś kobietą, z którą chcę dzielić życie, dom. I to naprawdę wielka szkoda, że ty mnie nie chcesz. I zaczynam coś do ciebie czuć chociaż wiem, że teraz to nie ma żadnego znaczenia - wyszeptał mi ucha David, który na pewno myśli, że śpię.

Rozdział 11: Gorzkie dni.

PERSPEKTYWA DAVIDA
    Lupe od kilku dni stała się zupełnie nieobecna. Spała na kanapie i stała się bardzo potulna. Robiła to, o co ją poprosiłem i nie stawiała żadnego oporu. Rozmawia tylko z Jordim i Silvą, co naprawdę doprowadzało mnie to do szewskiej pasji. Chciałem, aby to ze mną rozmawiała i mnie się zwierzyła. Mógłbym jej pomóc, gdyby tylko chciała..
    Usiadłem obok niej na obiedzie i patrzyłem na jej opaloną twarz. Jej usta wydęte były w lekki uśmiech, co sprawiło wrażenie szczęśliwej.
    - Ale nam dziś pani trener dała wycisk na treningu - zagadałem do niej wesoło.
    Dopiero wtedy zauważyła, że pojawiłem się obok niej. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczyma i poprawiła mój kołnierzyk od koszulki.
    - Przyda ci się, Villa - odparła krótko.
    - Nadal masz zamiar mnie unikać? Nie chcesz rozmawiać? O co chodzi?
    - Kochanie, porozmawiamy o tym w pokoju.
    - Kłamiesz. Ty nie chcesz ze mną o niczym rozmawiać - westchnąłem i złapałem ją za rękę. - Co się dzieje?
    - Nic, naprawdę nic się nie dzieje.
    - Lupe, nie jestem ślepy. Przecież jestem twoim mężem i możemy o wszystkim porozmawiać.
    - Czy ty się słyszysz, David? Jestem twoją żoną, bo upiłam się na imprezie i wydawałeś mi się najlepszym facetem na Ziemi! Myślisz, że chciałabym z tobą być? Nie mam zamiaru się tobie zwierzać ani cokolwiek mówić!
    - Nie musiałaś tego mówić - mruknąłem cicho i szybkim krokiem oddaliłem się od restauracji.    
    Słyszałem jeszcze krzyki Lupe, ale zignorowałem to. Jej słowa mnie naprawdę zabolały.

    Leżałem na łóżku i tępo wpatrywałem się w biały sufit. Miałem ochotę rozwalić każdy mebel w pokoju. Jestem zły i smutny w jednym czasie, co doprowadza mnie do furii.
    Nagle drzwi od pokoju się otwarły i do środka wmaszerowała Lupe.
    - Nie zjadłeś deseru - mruknęła.
    - Nie mam ochoty.
    - David, przecież wiesz, że nie to miałam na myśli. Ja naprawdę nie chciałam tak powiedzieć. Jesteś fajnym facetem, ale po prostu nie dla mnie - podeszła do mnie i usiadła na łóżku. - Rozumiem, że jesteś na mnie zły.
    - Jestem smutny, a nie zły - wyszeptałem cicho.
    - Nie lubię cię takiego - westchnęła i położyła się obok mnie. Od razu się do mnie przytuliła a ja 0bjąłem ją ramieniem. - Jeżeli chcesz wiedzieć o co chodzi, to musisz mi obiecać, że nikomu nic nie wygadasz.
    - Przecież wiesz, że nie powiem. Obiecuje, więc możesz spokojnie mówić - odpowiedziałem i pogłaskałem ją po głowie.
    - Bo ja się po prostu boję, że jestem w ciąży.. Stracę pracę i wszystko się pokomplikuje.
    - Każda kobieta kiedyś zachodzi w ciąże. To jest przecież normalne, Lupe. Dostaniesz urlop macierzyński i później wrócisz do pracy.
    - Nie wyobrażam tego sobie! Ja, ty i dziecko?
    - Mam już dzieci i wiem, jak się nimi zajmować - uśmiechnąłem się lekko. - Ale wiem o co ci chodzi. Ty po prostu nie chcesz, bo mnie nie kochasz.
    - David, nie bierz tego do siebie - pogłaskała mnie po policzku.
    - To powiedz mi po co przyszłaś mnie przeprosić? Jak chcesz  rozwodu to kłóćmy się więcej i go dostaniesz.
    - Przyszłam, bo nie chcę abyśmy się tutaj pozabijali. Nie zakocham się w kimś na przymus.
    - Nie masz się we mnie zakochiwać. Po prostu myślałem, że póki jesteśmy małżeństwem, to mówimy sobie o wszystkim.
    - I tak jest - pocałowała mnie lekko w usta. - Zrobimy sobie drzemkę?
    - Dobrze - pocałowałem ją w czoło i przymknąłem oczy.

    Korzystając z faktu, że Penelope śpi musiałem iść załatwić pewną sprawę. Wiem, że oszukuje mnie względem tej ciąży. Widać to gołym okiem. Jest tylko jedna osoba, która może wyznać mi prawdę - David Silva.
    Delikatnie wysunąłem się z łóżka i po cichu udałem się do swojego byłego klubowego kolegi.
    - David? Coś się stało? - zdziwił się na mój widok.
    - Nie. Możemy pogadać?
    - Oczywiście - odparł i wpuścił mnie do środka.
     Na szczęście był sam i mogliśmy swobodnie rozmawiać.
    - Co się dzieje z Lupe? Gadka z ciążą mnie nie interesuje.
    - A co ma się dziać? Wszystko jest okej - usiadł na swoim łóżku, a ja na fotelu. - Znowu się pokłóciliście?
    - Nie. Tylko mnie kłamie, a ty jej bronisz! Już zapomniałeś, że jesteśmy przyjaciółmi?
    - Villa, jej nic nie jest - machnął ręką. - A jeśli by coś było, to ty nie możesz się w to wtrącać.
    - Jest moją żoną, rozumiesz?
    - A kochasz ją? - spytał nagle.
    - Silva, daj spokój z takimi pytaniami - odparłem.
    Wtedy do pokoju wszedł Jordi i spojrzał na nas zdziwiony.
    - Czuje, że to była poważna rozmowa - mruknął.
    - Już nie ważne - powiedziałem głośno i wstałem z fotela. - Na razie, chłopaki.
    Wyszedłem z pokoju i zatrzymałem się przy ścianie. To nie może być prawda.. Ja jej nie kocham! To dlatego, że poszedłem z nią do łóżka! To wszystko moja wina.
    Wróciłem do pokoju i spojrzałem na budzącą się Lupe.
    - Gdzie byłeś? - spytała jeszcze zaspana. Usiadłem obok niej i przytuliłem do siebie.
    - Musiałem załatwić pewną sprawę.
    - Tak? Jaką?
    - Pewną - uśmiechnąłem się szeroko. - Ale wyszło mi z tego jeszcze gorzej, więc nie jestem w nastroju do żartów.
    - Jeśli chcesz to możemy o tym porozmawiać i zostać w pokoju.
    - Porozmawiamy, ale nie dziś. Dobrze? - pogłaskałem ją po policzku. - Ale zostać w pokoju możemy.
    - Widzę twój blask w oku i jestem jak najbardziej za - uśmiechnęła się słodko i pocałowała mnie.

Rozdział 10: Kochani rodzice.

Dziś nastał tak bardzo oczekiwany dzień przez zawodników. Mogła ich dziś odwiedzić najbliższa rodzina. Wszyscy cieszyli się na dzisiejsze spotkania, bo naturalną rzeczą jest to, że tęsknili za żonami, swoimi pociechami czy też innymi bliskimi.
    Do mnie nie mogła przyjechać ukochana mama, bo akurat nie dostała urlopu, ale przez cały czas jesteśmy w kontakcie telefonicznym. Oczywiście powiedziałam jej o całej szopce z Villą i stwierdziła, że mam się nad tym wszystkim zastanowić. Że powinnam myśleć o poważnym związku. Próbowałam ją przekonać, że David to nie jest odpowiedni wybranek na męża, ale ona ubzdurała sobie coś innego.
    Wracając do dzisiejszego dnia, to mojego męża odwiedzają rodzice, niestety bez córeczek. Miałam ich poznać, więc postanowiłam wyglądać jak kobieta. Założyłam spódnicę do kolan, beżową bluzkę oraz czarne szpili, które są okropnie niewygodne! Ale co się nie robi dla dobrego wrażenia?
    - Gotowa? - wszedł do łazienki Villa i zlustrował mnie od stóp do głów.
    - Tak, już tak - poprawiłam swojego koka i chwyciłam dłoń Villi. - Twoi rodzice już są?
    - Z tego co wiem, to czekają na nas przy recepcji.
    - Trochę się denerwuję, wiesz? - mruknęłam cicho i spojrzałam na niego.
Ubrany w ciemne jeansy oraz koszulę w czerwono-białą kratkę wyglądał zupełnie normalnie niż w tych sportowych ciuchach.
    - Nie zjedzą cię - mruknął tylko i pociągnął mnie na dół.

    Gdy tylko zeszliśmy na dół, to moje serce zaczęło coraz szybciej bić. I w sumie nie wiem dlaczego się tak denerwowałam skoro i tak miałam plan zrobić Davidowi na złość. Skoro on robi mi, to dlaczego ja jemu nie mogę? Jego rodzice nie będą zadowoleni jeśli zobaczą napaloną na ich syna kobietę, która co jak co, ale zaciągnęła go przed ołtarz, kiedy był pijany. Jestem pewna, że tego im nie powiedział, a ja przez przypadek mogę wspomnieć.
    - Davidku, mój ty syneczku kochany - przytuliła się do niego matka i nie miała zamiaru go wypuszczać z ramion.
    - Mamo, daj spokój - mruknął zażenowany cała ta sytuacją David i przywitał się z ojcem.
Po chwili objął mnie w pasie i spojrzał na rodziców.
    - Dzień Dobry - wyjąkałam cicho i spuściłam głowę w dół.
To naprawdę stresująca sytuacja!
    - Mamo, tato, to jest moja żona, Penelope Suarez. W skrócie Lupe - dokonał mojej prezentacji Villa.
    - Dzień Dobry, dziecinko - powiedziała jego matka i uścisnęła mnie serdecznie. - Dobrze ci z oczu patrzę i mam nadzieje, że nie zranisz mojego kochanego syneczka.
    - Mamo.. - warknął David.
    - Przestań, Dave! Trochę się wstydzi tego, że jest przywiązany do matki, ale niedługo się wszystkiego dowiesz - wzięła mnie pod rękę. - Możemy tutaj coś zjeść?
    - Tak, mamo, możemy - powiedział Villa i ruchem ręki wskazał abyśmy udali się do hotelowej restauracji.
Ja szłam przodem razem z matką Davida, a on tuż za nami ze swoim ojcem.
    - Na co ma pani ochotę? - zapytałam.
    - Jaka tam pani - machnęła ręką. - Jestem Dorita i mów mi mamo.
    - Dobrze, mamo - uśmiechnęłam się lekko i weszłyśmy do windy.

    W restauracji usiedliśmy przy jednym stoliku, naprzeciwko jego rodziców. Mama Davida była bardzo wygadana i wydawało mi się, że trochę mnie polubiła. Natomiast ojciec bacznie mi się przypatrywał. A ja co chwilę skradałam buzi Davidowi albo się po prostu do niego przytulałam.
    Przynieśli nam dania i zaczęliśmy w spokoju jeść.
    - A  w sumie jak to się stało, że zostaliście małżeństwem? - zapytał mój teść, Jose Manuel Villa.
David nagle zbladł i walnął mnie lekko w nogę.
    - David, nie kop mnie - uśmiechnęłam się do niego słodko. - Po jednej z imprez wzięliśmy ślub w Las Vegas. Cudowna sprawa!
    - W Las Vegas? - powtórzył. - David nic nam o tym nie wspominał.
    - No właśnie. Mówił, że spotkał miłość swojego życia i wzięliście ślub - poinformowała mnie jego mama.
    - No cóż..coś w tym jest - mruknęłam i spojrzałam na swojego męża.
Był zły jak cholera i czułam, że w pokoju zrobi mi piekło.
    - Lupe, przestań proszę zanudzać moich rodziców naszą historią - powiedział szybko i zamówił deser u jednego z kelnerów.
    - Kochanie, jesteś o to zły? - zwróciłam się do niego i położyłam rękę na jego udzie. - Sądziłam, że opowiedziałeś rodzicom o wszystkim.
    - Nie było czasu. Policzę się z tobą w pokoju - uśmiechnął się do ojca.
    - Jeśli tak jak dziś w nocy, to nie ma sprawy - roześmiałam się perliście i przeniosłam rękę na jego krocze.
Tak, aby rodzice zauważyli. Czułam jak napina wszystkie mięśnie i próbuje nie zwracać uwagi na to, co robię.
    - O, deser przyszedł - powiedziała na rozluźnienie atmosfery Dorita. - Wygląda pysznie.
    - A mnie jakoś mdli na jego widok. Przepraszam bardzo, ale pójdę się położyć - uśmiechnęłam się przepraszająco.
    - Wszystko okej, Lupe? - spytał David. - Jeśli chcesz, to odprowadzę cię do pokoju.
    - Nie, poradzę sobie. Ty możesz dalej opowiadać rodzicom jakie z nas wspaniałe małżeństwo - warknęłam zła i szybko stamtąd wyszłam.
    David nawet za mną nie wyszedł, a miałam cichą nadzieje, że jednak postanowi odprowadzić mnie do pokoju. Ale on wolał tłumaczyć się swoimi nadopiekuńczym rodzicom.

    David wrócił do pokoju bardzo późno, kiedy ja właśnie szykowałam się do spania. Widać, że jest wściekły, bo z jego oczu czytałam jak z otwartej księgi. Trzasnął drzwiami i posłał mi gromiące spojrzenie. Przebrałam się szybko w piżamę i położyłam do łóżka.
    - Zadowolona? - warknął zły. - Zrobiłaś to specjalnie! Mogłaś uszanować fakt, że to moi rodzice i moja sprawa, czy im powiem prawdę! Ale ty oczywiście nie mogłaś trzymać języka za zębami!
    - A ty nie potrafisz uszanować, że chcę rozwodu - westchnęłam tylko i ułożyłam się wygodnie na łóżku.
    - Teraz tym bardziej go nie dostaniesz! Co to było za zachowanie w restauracji? Taka jesteś mądra?
    - David, nie krzycz - powiedziałam cicho. Zaczynałam się go bać. Wszystkie demony z dzieciństwa powróciły w jednej sekundzie.
Jego krzyki tak bardzo przypominały tamte chwilę..
    - Bo co?
    - Bo jest późno i chce spać!
    - Nie obchodzi mnie co chcesz. Chciałaś wojnę, to ją dostaniesz! - krzyknął i zbliżył się do mnie. - Zamienię ten wyjazd w piekło.
    - Uspokój się. Naprawdę nie chcę tego słuchać - powiedziałam ze łzami w oczach.
Jenak on tego w ogóle nie zauważał i nadal krzyczał. W pewnym momencie nie wytrzymałam i odpryskiwałam mu, a on podszedł i chciał mnie uderzyć, ale nagle oprzytomniał.
    - Lupe..ja nie chciałem - wyszeptał cicho. David chciał mnie przytulić, ale szybko wybiegłam i położyłam się na kanapie.
Nie chciałam aby mnie teraz oglądał.

    Nie dał mi spokoju i po jakimś czasie znalazł się w pokoju. Patrzył przerażonym wzrokiem jak z moich oczu wylewa się morze łez. Najgorsze momenty w życiu przewijały mi się przed oczami i po prostu nie mogłam przestać. Moje ciało czuło jakby ktoś je bił, ale nic takiego nie miało teraz miejsca.
    - Ja przepraszam, naprawdę tego nie chciałem - wyjąkał i usiadł na kanapie, kładąc sobie moja głowę na kolanach. - Nie płacz, Lupe.
    - Zostaw mnie samą, David. Nie chcę rozmawiać - mruknęłam tylko. - Mnie nie chodzi o tą kłótnie.
    - A o co? Coś się stało?
    - Nieważne. Po prostu zostaw mnie samą i o nic nie pytaj.
    - Ale jak mam nie pytać? Jesteś moja żoną - uśmiechnął się lekko i zaczął wycierać policzki od moich łez.
Musiałam coś szybko wymyślić aby nie zaczął nic podejrzewać. I nagle do głowy wpadł mi idealny pomysł!
    - Okres mi się spóźnia..i boję się, że mogę być w ciąży.
    - To dlatego nie chciałaś deseru?
    - Tak. Najwidoczniej to są objawy ciąży - mruknęłam.
    - Ale tak szybko? Jesteśmy tu jakieś dwa tygodnie.
    - A co? Może wydaje ci się, że to nie twoje dziecko? - zakpiłam i chciałam wstać, ale mnie przytrzymał.
    - Jeśli jesteś w ciąży, to te dziecko jest na pewno moje. Nie zostawię cię z tym wszystkim samej, więc nie musisz się martwić.
    - Chcę zostać sama, więc idź już spać - mruknęłam, nawet na niego nie patrząc.
    - Chcesz tutaj spać?
    - Tak. Dobranoc.
    - Dobranoc, Lupe - pocałował mój policzek i odszedł.

Rozdział 9: Idealny wieczór.

David mnie przeprosił i obiecał, że już nigdy nic takiego nie powie. A ja nie mogłam się przecież gniewać, bo ten związek jest tylko na niby. Bo nic nas przecież nie łączy.
    Właśnie skończył się ostatni mecz fazy grupowej, który wygraliśmy 1:0. Skromne zwycięstwo, ale bardzo ważne. Bohaterem meczu został Pedro, który właśnie wracał z moim mężem do autokaru.   
    Z ogromnymi uśmiechami na ustach weszli do środka i David od razu zajął miejsce obok mnie.
    - Trener chcę z tobą w hotelu porozmawiać - poinformował mnie i oparł głowę na moim ramieniu. - To był ciężki mecz.
    - To prawda, ale daliście radę. Pewnie jesteś zmęczony, co?
    - To zależy - uśmiechnął się cwanie. - Postaram się nie zasnąć, kiedy ty będziesz rozmawiać z trenerem.
    - Jesteś nienormalny, David.
    - Ale za to mnie kochasz, co?
    - Masz rację - zachichotałam cicho.
    David delikatnie pocałował mnie w usta i znów położył głowę na ramieniu. Przez resztę drogi do hotelu się nie odzywał. Ja marzyłam o gorącej kąpieli i szybkim pójściu spać.

    Gdy przyjechaliśmy to od razu udałam się na rozmowę z trenerem. Była to analiza meczy i obgadanie spraw na świeżo. Po godzinie skierowałam się do pokoju aby zostawić swoją torbę i udać się do hotelowej restauracji, jednak kiedy zobaczyłam Davida, to mnie zamurowało. Na środku pokoju stał stół nakryty dla dwóch osób, ze świecami i smakowicie wyglądającymi daniami na talerzach.
    - O, już jesteś - podszedł do mnie i złapał za rękę. - Mam nadzieje, że jesteś głodna, bo ja cholernie - zaśmiał się cicho i odsunął mi krzesło.
    - Ja też - odpowiedziałam speszona. - Sam to wszystko zrobiłeś? To twój pomysł?
    - Trochę mi pomogły dobre wróżki, ale mam nadzieje, że ci się podoba.
    - Bardzo. Jest tak..romantycznie - uśmiechnęłam się lekko. - Ale nie rozumiem..
    - Chciałem cię przeprosić za swoje zachowanie. Wiem, że zachowałem się, jak skończony idiota, ale byłem zły, a ty się nawinęłaś.
    - David, ja to rozumiem.
    - Ale i tak chciałem przeprosić. Smakuje?
    - Tylko nie mów, że sam to zrobiłeś..I tak ci nie uwierzę!
    - Mój był pomysł! A to się liczy!
    - Tak, masz rację - odparłam. - To naprawdę bardzo, bardzo miłe.
    - To nie koniec, słońce - puścił do mnie oczko. - Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na kąpiel w ogromnej wannie, która czeka na nas w łazience.
    - Mówisz serio? Bo tego mi właśnie trzeba!
    - To zapraszam do łazienki - znów złapał mnie za dłoń i zaprowadził do wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
    Zsunęłam z siebie ciuchy i weszłam do wanny. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że David jest obok mnie i muska swoimi ustami moje ramiona. Gorąca woda z olejkami sprawiały, że mogłabym tu zasnąć.
    - Nigdy nie mówiłeś, że jesteś taki pomysłowy. Gdybym wiedziała, to zostałabym twoją żoną wcześniej - roześmiałam się cicho.
    - Wypomnę ci to przy rozwodzie - wyszeptał mi do ucha. - Zbieramy się do łóżka?
    - Tak, bo zaraz tu zasnę - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
    David nie odpowiedział nic, tylko wyszedł pierwszy i podał mi ręcznik abym mogła się zasłonić. Chociaż jest moim mężem i spędziliśmy razem kilka nocy, to i tak się go wstydzę. Tak naprawdę to dla mnie obcy facet. Może i znamy się od kilku lat, bo pracuje z reprezentacją, ale jakoś nigdy nie miałam z nim wielkich kontaktów. Może dlatego, że był żonaty i sprawiał wrażenie szczęśliwego faceta.
    W reprezentacji zawsze jestem blisko z Jordim i Silvą, którzy znają moje wszystkie tajemnice.
    - O czym tak myślisz? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Villi.
    - O niczym ważnym. Podasz mi moją piżamę z pokoju?
    - Oczywiście - skinął głową i sięgnął po czerwoną koszulkę z ogromną krową na środku oraz spodenki.
    - Dzięki. Przebiorę się i zaraz przyjdę - posłałam mu lekki uśmiech.
    - Dobrze. Poczekam w łóżku - odparł i zniknął za drzwiami.
    Po kilku minutach wróciłam do sypialni. David leżał na łóżku i przeglądał jakieś zdjęcia, co chwilę się uśmiechając. Położyłam się obok niego i wsunęłam pod kołdrę, kładąc głowę na ramieniu Davida. W milczeniu oglądaliśmy zdjęcia jego córek, które tak bardzo są do niego podobne.
    - Żałujesz?
    - Rozwodu? Nigdy. Te wszystkie uczucia, jakimi siebie darzyliśmy już dawno się wypaliły, a dzieci tylko na tym cierpiały. Ciągłe kłótnie, krzyki. To nie dla nich - pokiwał głową.
    - Mądry z ciebie facet, David. Dziewczynki są śliczne, ale podejrzewam, że tego po tobie nie mają.
    - Jak to nie mają? - obudził się i przystawił zdjęcie do swojej twarzy. - Widzisz to podobieństwo? To tylko i wyłącznie moje geny!
    - No jasne - zachichotałam cicho.
    - Zobaczysz, że nasze dzieci też odziedziczą urodę po mnie.
    - Chciałbyś, Villa! Ale dzieci będą miałby wszystko po mnie. Z takim ojcem, to na pewno daleko nie zajdą!
    - Czyli planujemy dzieci? Chcę mieć jeszcze dwójkę albo i nawet trójkę. Najlepiej chłopców!
    - Nie! Ja chcę mieć też dziewczynkę - walnęłam go w ramię. - Dziewczyna i dwóch chłopców.
    - Pasuje - pocałował mnie w usta. - Szkoda, że tego nie nagrałem.
    - Czekaj..ja to wszystko powiedziałam? Serio?
    - No tak - pokiwał głową i przytulił mnie. - Jak wrócimy z Euro, to bierzemy się za syna. Mam duży dom w Barcelonie, więc miejsca starczy - puścił mi oczko.
    - Ale ja nie chcę mieszkać w Barcelonie, David!
    - Nie masz wyboru - zaczął całować moją szyję. - Jestem piłkarzem tego klubu i żona musi się do tego dostosować.
    - Nie bądź taki władczy! Ja nie mam nic do powiedzenia?
    - Jak widać nie - ściągnął ze mnie koszulkę. - Na pewno ci się spodoba - jego usta przyssały się do mojego dekoltu.
    - A co ty sobie wyobrażasz? Że przygotujesz kolacje, kąpiel i ja ci wyskoczę z ciuszków? - spojrzałam na niego uważnie.
    - Oj, Lupe - westchnął i oparł się na rękach. - Chcesz spać? A było tak miło.
    - Tak, idziemy spać! - zrzuciłam go z siebie. - Czy pan pozwoli, że się do niego przytulę i zasnę?
    - Jasne - przygarnął mnie do siebie i zaczął głaskać po głowie. - Słodkich snów.

Rozdział 8: Mocne słowa i pomysłowy Geri.

Poranny trening polegał na ćwiczeniach i później piłkarze mogli się powygłupiać. Rozglądałam się po boisku i moją uwagę przykuł leżący osobnik na murawie, trzymający się za lewą piszczel. Przyjrzałam się dokładnie i zobaczyłam tam Davida!
 Podbiegłam do niego i ukucnęłam.
    - Coś z nogą? - spytałam i zawołałam lekarzy. - Mówiłam ci, że masz uważać, a ty jak zwykle nikogo nie słuchasz!
    - Daj spokój! Cholera, ale boli! - wrzasnął i chwycił mnie za rękę. - Powiedz, że jej znów nie złamałem.
    - Nie złamałeś - mruknął lekarz, który właśnie się nim zajmował. - Jeszcze trochę a nie miał byś takiego szczęścia.
    - Ale nic mi nie jest, więc spokój - warknął i z małą pomocą lekarza, wstał.
David poszedł odpocząć do pokoju a ja zostałam z drużyną, jednak cały czas myślałam czy z nogą wszystko jest dobrze.
    Po czterdziestu minutach wszyscy udaliśmy się na odpoczynek. Gdy tylko weszłam do pokoju, to zobaczyłam leżącego na łóżku Davida.
    - Jak noga?
    - Dobrze. Mówiłem ci, że masz mi dać z tym spokój. Musisz się we wszystko wpierdalać?
    - Jestem twoim trenerem, czy ci się to podoba czy nie!
    - Kto widział aby baby brały się za piłkę? Dzieci i dom to wasza działka, więc przestań!
    - Coś ty powiedział?
    - To co słyszałaś! Nie nadajesz się do piłki. I wiesz co?
    - No co? - prychnęłam zła.
    - I na żonę też się nie nadajesz! - wykrzyczał, a mnie zrobiło się naprawdę przykro.
 Momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy i z mojej twarzy znikł uśmiech.
    - To koniec, David! Nie chcę mieć nic z tobą wspólnego, zapamiętaj to sobie - wysyczałam i wyszłam z spokoju, trzaskając drzwiami.
 Słyszałam jeszcze jego krzyki, ale do pokoju już nie wróciłam.

    Pchnęłam drzwi od pokoju dwójki moich przyjaciół. Z łzami w oczach usiadłam między nimi na kanapie i milczałam. Potrzebowałam trochę spokoju, aby go zrozumieć. Mógł być zły o nogę, ale nie musiał od razu wyżywać się na mnie skoro to nie moja wina!
    - Lupe, ty płaczesz? Co się stało? - spytał cicho Silva i złapał mnie za podbródek. - Co zrobił?
    - Ja z nim nie wytrzymam. Nie wytrzymam, rozumiesz?
    - Ale co się stało? - ponownie spytał David.
 Alba przytulał mnie mocno i gładził moje włosy.
    - Pokłóciliśmy się o nogę i powiedział o kilka słów za dużo. Nic nowego - wzdrygnęłam ramionami. - Nie dam rady ciągnąć to przez całe Euro. Ja już mam go dość!
    - Mogę mu obić mordę, jeśli chcesz - odezwał się Alba.
Zachichotałam cicho na jego słowa i otarłam policzki z łez.
    - Myślicie, że nie nadaję się na żonę? Taką prawdziwą?
    - Nie wygaduj bzdur. I nie przejmuj się nim, bo to nie jest tego wart. Chodź, pójdziemy do restauracji na jakiś deser - zaoferował Silva.
    - Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na lody czekoladowe z jakimś pysznym sosem! - powiedział z ogromnym uśmiechem Alba.
    - Ale bierzemy podwójne porcje?
    - Oczywiście! - krzyknął Jordi i wyszliśmy z pokoju.
Z takimi przyjaciółmi to ja koniec świata mogę iść.

PERSPEKTYWA GERARDA

    Leżałem sobie na łóżku i próbowałem się zrelaksować, słuchając muzyki mojej ukochanej - Shakiry. Jednak mój najwspanialszy przyjaciel, Francesc Fabregas skutecznie mi w tym przeszkadzał. Non stop nadawał a ja miałem ochotę mu przywalić.
    - Czy ty nie możesz się przymknąć? Chociaż na kilka minut?
    - Geri, daj spokój. Czy ty tego nie widziałeś, nie słyszałeś? Pokłócili się! - oznajmił mi z wielkim uśmiechem na twarzy. - Nie chcesz tego sprawdzić? To naprawdę świetny trop!
    - A nie możemy tego zrobić za pół godziny? Słyszałem tą ich wymianę zdań, ale to przecież norma. Martwi się o niego, bo jest jego trenerką, a nie miłością.
    - Kilka dni temu mówiłeś zupełnie co innego! Tęsknisz już za Shakirą?
    - Chcę trochę odpocząć - mruknąłem.
 Do pokoju wszedł Puyol z szerokim uśmiechem.
    - Nie uwierzycie! Kilka minut temu z restauracji wyszła Lupe z Jordim i Silvą. Trochę ich podsłuchałem i podobno ona ma dość naszej siódemki! - mówił z przejęciem. - No co? Trochę posiedziałem w restauracji.
    - Pique nie ma ochoty na nasze śledztwo!
    - Już mam! - wstałem z łóżka. - Trzeba wypytać u źródła, bo wtedy będziemy znali prawdę.
    - Chcesz iść do Lupe? - zapytał Puyi.
 Jest najstarszy, a tak mało kapuje..
    - Nie! Do Silvy - odpowiedziałem dumny z siebie.
    - To idziemy! - zadecydował Fabregas i wyszliśmy z pokoju.
    Mieliśmy takie szczęście, że spotkaliśmy Davida na schodach, bez Lupe i Jordiego. Z początku był trochę nieco zdziwiony, ale załapał szybko, że chodzi nam o Ville i Penelope.
    - Jesteście poprani, serio!
    - Niby dlaczego? Bo chcemy poznać prawdę? - spytałem z lekką kpiną. - Oni wszystkich okłamują! Nawet ciebie, Silva!
    - Nic mi o tym nie wiadomo - wzdrygnął ramionami i popukał się w czoło. - Radzę wam iść do psychiatry. Dajcie spokój z tymi waszymi wymysłami.
    - To dlaczego dziś płakała? I mówiła, że ma go dość? Jakby to wszystko udawali, to miałaby to gdzieś! - blefowałem jak nic, ale to było jedyne wyjście, aby dowiedzieć się czegokolwiek.
    - Nie wasza sprawa - westchnął David.
    - Czyli ona na serio płakała! - odezwał się radosny Cesc.
    - Wy naprawdę potrzebujecie specjalisty - wyszeptał Silva i szybkim krokiem nas wyminął.
    - Dzięki, Fabregas! Wszystko spieprzyłeś - warknął Carles, który cały czas myślał. - Ale ty, Geri byłeś wspaniały!
    - Wybaczycie mi to? - usłyszeliśmy smutny głos Cesc'a.
    - Jasne, stary. Musimy doprowadzić to śledztwo do końca, bo coś mi tu śmierdzi - odpowiedziałem.
Obydwoje pokiwali głowa z uznaniem i wróciliśmy do pokoju. Wreszcie mogłem wsłuchać się w głos ukochanej.

Rozdział 7: Niesforny David.

PERSPEKTYWA DAVIDA
    Rozsiadłem się na kanapie przed kręgielnią i popatrzyłem na trenera, który właśnie dyskutował z Lupe. Próbowała mu coś wytłumaczyć, ale on co chwilę kręcił przecząco głową i kreślił coś na kartce.
Po chwili dosiadła się do mnie połowa drużyny i zaczęliśmy rozmowę.
    - Jak tam Lupe? - zagadnął wesoło Torres i uśmiechnął się znacząco. - Wy naprawdę coś do siebie czujecie?
    - Oczywiście. Jesteśmy zgodnym małżeństwem i bardzo się kochamy - uśmiechnąłem się szeroko i posłałem oczko Lupe, która właśnie skończyła rozmawiać z trenerem.
    - Ona jest chyba innego zdania - zarechotał Iker i zrobił jej miejsce na kanapie.
    - Jest zła po rozmowie z trenerem, prawda kochanie?
    - Tak - mruknęła cicho i nawet się na mnie nie spojrzała.
 Czuje, że czeka nas kolejna kłótnia.
    - Powiem wam, że wspólne zainteresowania, to połowa sukcesu - powiedział bramkarz i uśmiechnął się lekko. - Ja z Sarą mamy związek idealny.
    - Czyli tak jak my - westchnąłem i spojrzałem na Lupe, która tylko prychnęła i wyszła z pomieszczenia.
    - Chyba jest zła.
    - Tak to jest z babami - wzruszyłem ramionami i szybkim krokiem pognałem za nią.
    Zatrzymała się na środku korytarza i oparła o chłodna ścianę. Powieki miała przymknięte i dlatego mnie nie zauważyła. Chciałem do niej podejść i zapytać co się stało, ale nic by mi nie powiedziała. Po chwili ocknęła się i weszła do naszego pokoju.

    Gdy wszedłem do pokoju, to Lupe właaśnie zdejmowała rzeczy i trzymała w ręce ręcznik.  Podszedłemdo niej i objąłem ją od tyłu, zasypując szyję pocałunkami. Lupe odsunęła mnie od siebie i spojrzała zła.
    - Odwal się!
    - O co chodzi? O to co mówiłem? Przestań, Lupe - powiedziałem kpiąco i znów do niej podszedłem. - Nie daj się prosić.
    - Nic z tego, Villa - ponownie warknęła i skierowała swoje kroki do łazienki. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, a co dopiero dalej!
    - Daj spokój - machnąłem ręką. - A co im mam powiedzieć? Że chcesz rozwodu i to wszystko to jedna wielka ściema?
    - Oni i tak wiedzą, więc nie musisz udawać! - krzyknęła i zamknęła się w łazience.
     Jednak ja nie mogłem dać za wygraną.. Jeśli chce się kłócić to musi mieć do tego porządny powód. A ja jako przykładny mąż, go jej dam.
Otworzyłem cicho drzwi i wsunęłam się niezauważalnie do łazienki. Włączyłem kamerę w telefonie i skierowałem ją na kabinę prysznicową. Ciało mojej żony zostało właśnie oblane żelem pod prysznic, które staranie rozprowadzała po udach, brzuchu ramionach. Oczy miała przymknięte i oparła się o ścianę. Jednak moja zabawa nie mogła trwać dłużej, bo powoli otwierała oczy i musiałem się ewakuować z łazienki.
    Po dwudziestu minutach Lupe wyszła z łazienki, owinięta w puchowy ręcznik i spojrzała na mnie.
    - Cudownie wyglądasz, kochanie - puściłem do niej oczko i odtworzyłem nagranie w telefonie.
    - Czego się tak cieszysz? - spytała i zaczęła wycierać mokre włosy.
    - Ja? Z niczego - wzruszyłem ramionami. - Mogła byś odwinąć się z tego ręcznika? Bez niego wyglądasz lepiej.. i jeszcze w pianie!
    - Brałeś coś? Jesteś jeszcze głupszy niż kiedykolwiek.
    - A ty jak zawsze miła - wlepiłem wzrok w telefon.
    - Co tam masz? David, co kombinujesz? - spojrzała na mnie badawczo i założyła ręce na biodrach.
    - Podziwiam.. swoją żonę pod prysznicem - uśmiechnąłem się cwanie.
 Jednak ona nie załapała na początku.
    - Masz jeszcze Patricię w telefonie? Ty musisz jeszcze coś do niej czuć - westchnęła i zaczęła rozczesywać swoje włosy. W połowie zastygła i rzuciła się na łózko. - David!
    - Ale ładnie tu wyglądasz! Te ciało - mruknąłem jej prosto do ucha.
    - Nienawidzę cię! Ty podstępny, mały chuju! - wrzasnęła i szybko wbiegła do łazienki, zamykając ją na klucz.
No to pierwsza rzecz wykonana a druga za moment..

    Poczekałem aż Penelope wyjdzie z łazienki ubrana i zacznie się szykować na kolacje. Ja wyszedłem kilka minut wcześniej i zacząłem wprowadzać swój plan w życie.
    Dwa metry od naszego pokoju zauważyłem ta samą pokojówkę, którą kilka dni temu podrywałem. Teraz miałem też taki zamiar, ale bardziej realnie. Podszedłem do niej i zacząłem jakąś gadkę-szmatkę, która młoda Polka łyknęła. Kątem oka zauważyłem jak Lupe wychodzi  naszego pokoju i idzie w naszą stronę. Zbliżyłem swoją twarz do jej ust i już miałem ją pocałować kiedy to Lupe stanęła obok nas i warknęła coś po hiszpańsku.
    - O Boże.. Lupe, cholera jasna! - jęknąłem i szybko odsunąłem się od pokojówki.
    - Kim jest ta kobieta? - zapytała mnie Polka i wlepiła we mnie swoje zielone oczy.
    - Penelope Villa - warknęła moja żona i złapała mnie za rękę. - Żona Davida.
    - Ja ci to wytłumaczę - spojrzałem błagalnie na młodą szatynkę i puściłem oczko.
    - W tej chwili na kolację! Ja ci dam wytłumaczę! - krzyknęła Lupe i pociągła mnie za sobą.
 Kiedy znaleźliśmy się za filarem ona przystanęła i spojrzała na mnie z wyrzutem.
    - Zazdrosna?
    - Nie, ćwoku! Znowu to samo? Ile razy mam ci mówić, że masz się zachowywać jak normalny mąż?
    - Mężowie również zdradzają - powiedziałem cicho.
    - A żony wtedy biorą rozwód - warknęła, odwróciła się na pięcie i skierowała się do restauracji.
    - Lupe, zaczekaj! - pobiegłem za nią i złapałam ją za rękę tuż przed wejściem.
    -  I tak dostane rozwód.
    - Domyślam się, kto ci w tym pomaga - uśmiechnąłem się cwanie i skierowałem się do naszego stolika.

    Po kolacji odprowadziłam Lupe do naszego pokoju i po chwili cichutko się z niego wykradłem. Jeśli chcę aby dziennikarze się wokół nas nie kręcili, to muszę zrobić wszystko, aby Lupe nie dostała rozwodu. Mogła poprosić tylko jedna osobą o pomoc - recepcjonistkę. Zbiegłem po schodach i szybkim krokiem podszedłem do recepcji. Blondynka od razu wstała i uśmiechnęła się szeroko.
    - Doby Wieczór. W czym mogę panu pomóc?
    - Proszę się nie wtrącać w moje małżeństwo. Jak tylko się dowiem, że pomagała pani Penelope, to straci pani pracę.
    - Nie rozumiem o co panu chodzi - odpowiedziała szybko, lekko wystraszona.
    - Jasne - prychnąłem głośno i spojrzałem w jej oczy. - Proszę zająć się swoimi sprawami.
    - Ale Lupe mnie prosiła.. - przyłożyła sobie rękę do usta.
    - Proszę jej nie pomagać, to dla naszego dobra - powiedziałem i wyszedłem z hallu recepcyjnego.
    Wszedłem do pokoju i zobaczyłem śpiącą już Lupe. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się obok niej. Wyglądała cudownie, z lekkim uśmiechem na twarzy. Przytuliłem ją do siebie i wdychałem jej zapach, by po chwili zasnąć.